12 sierpnia 2014

Rozdział V cz. 2


"Po raz pierwszy przeszłość jest przeszłością"*

Przerażona odwróciłam się o 180 stopni, posyłając w kierunku drzew piorun, który trafił w jedno z nich. Na polanie rozbłysło białe światło i rozległ się trzask.
-Co do cholery?- syknął z frustracją nieznajomy.
Robiąc dwa kroki w przód, wyostrzyłam swój wzrok z zamiarem odnalezienia źródła głosu. Zaskoczona, wypuściłam gwałtownie powietrze.
-Alex?- zapytałam.
-Nie, Święty Mikołaj.- warknął jeszcze bardziej wzburzony.- Odbiło ci!? Mogłaś mnie tym trafić!
-Nie ukrywam, sprawiłoby mi to przyjemność, ale zadziałałam tylko w obronie własnej! Co się tak dziwisz? I co ty tu w ogóle robisz?
Alex zaczął mruczeć coś niewyraźnie pod nosem, chodząc przede mną tam i z powrotem. Wydawało mi się, że usłyszałam słowo "idiotka" i "psychiatryk"
-Szukam cię od kilkunastu minut.- odpowiedział z opóźnieniem, zatrzymując się, i mierząc mnie lodowatym wzrokiem.- Chciałem cie przeprosić.
Patrzyłam na niego oniemiała. Może i nie byłam najmądrzejszą osobą na świecie, ale nie byłam też głupia.
-A po co niby miałbyś to robić? Z własnej woli czy dlatego, że Mark ci kazał? - fuknęłam na niego, wyprowadzona z równowagi.
Spojrzał na mnie ironicznie, dając mi tym samym odpowiedź. No nie wierze! Co za dupek! Wściekła ruszyłam przed siebie chcą już trafić do domu Marka. Przeszłam zaledwie pięć metrów, gdy usłyszałam rozbawiony głos za sobą.
-Rebeco?
-Czego?- odwróciłam się do Alex'a.
- Idziesz w złą stronę.- powiedział i uśmiechnął się szelmowsko.- To tam. - wskazał mi kierunek niedbałym machnięciem ręki i się zaśmiał.
Nabija się. Boże, on się ze mnie nabija! Podniosłam dumnie podbródek, nie chcąc dać mu tej satysfakcji i ruszyłam we wskazanym kierunku. Ku mojemu przerażeniu chłopak ruszył za mną.
-Pozwól, że dotrzymam ci towarzystwa, bo chyba nie chcemy, aby mój brat mnie zabił jak coś ci się stanie.- powiedział z udawanym przejęciem.
Prychnęłam i szłam dalej przed siebie, starając się ignorować jego osobę. Dostosował się do mojego tempa i jak na złość szedł cały czas obok mnie. Gdy już myślałam, że w końcu dał sobie na wstrzymanie, zapytał:
-Słyszałaś ten kawał dlaczego dowcipy o blondynkach są takie krótkie?
-Nie mam zielonego pojęcia.- odpowiedziałam niezainteresowana.
-Żeby brunetki mogły je zapamiętać.- zaśmiał się.
Zatrzymałam się i wściekła spojrzałam na niego.
-A wiesz co ja myślę Alex? Myślę, że kiedy Bóg rozdawał inteligencje ty byłeś w WC!- wypaliłam zanim zdążyłam pomyśleć. No pięknie. I zniżyłaś się do jego poziomu. Suchar za suchar, pomyślałam. On jednak tylko zaczął się śmiać.
-Widzę, że masz także poczucie humoru. No, no. To co? Skoro już zaczęłaś to może porozmawiamy?
Ja zaczęłam!?

-Twój potencjalny debilizm, nie obliguje mnie do kontynuacji konwersacji z tobą.- uśmiechnęłam się usatysfakcjonowana, mimo iż wiedziałam, że zachowałam się jak rozwydrzona małolata. Odwróciłam się i przedarłam się przez ostatnie drzewa wychodząc na ścieżkę, z której już było widać wielką białą wille Marka.

Alex zamilkł i przez sekundę poczułam wyrzuty sumienia. Dyskretnie spojrzałam w jego kierunku. Szedł po drugiej stronie dróżki z pochyloną głową. Ręce schował do przednich kieszeni jeansów i wyglądał jakby intensywnie nad czymś myślał. Spąsowiałam.

Do końca drogi żadne z nas się nie odezwało.





Wchodząc do domu poczułam niewyobrażalną ulgę. Mark siedział w salonie przed TV i gapił się na przelatujące obrazy bez większego zainteresowania. Jego brat wyminął mnie, kompletnie ignorując moją osobę i ruszył po schodach do góry. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, podeszłam do Marka i usiadłam przy nim na kanapie. Dopiero wtedy jakby zdał sobie sprawę z mojej obecności.
-I jak? - zapytał, unosząc jedną brew.
-Co jak?
-No pogodziliście się ?
Spojrzałam na niego jakby spadł z księżyca.
-Ty tak na poważnie? Przeprosił mnie bo mu kazałeś, nabijał się ze mnie, a ja jeszcze mam się z nim wielce "pogodzić"?- zapytałam z niedowierzeniem.
-No w sumie racja. Czego ja się spodziewałem.- zaśmiał się i spojrzał na mnie przyjaźnie.- Oglądasz ze mną?
-A co tu masz ciekawego?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie i uśmiechnęłam się pod nosem. Co jak co, ale w jego towarzystwie łatwo było mi się rozluźnić, a biorąc pod uwagę ostanie zdarzenia z nim związane- stanowczo za łatwo.
-Wypożyczyłem kilka filmów dla zabicia czasu, więc jeśli chcesz możesz się dosiąść. Bo na mojego brata to już raczej nie ma co liczyć. - wzruszył ramionami i spojrzał wymownie na schody, podnosząc się.
-No dobra. Skoro ten nadęty bufon - podniosłam głos z nadzieją, że Alex usłyszy- nie chce ci towarzyszyć to chętnie z tobą pooglądam. Zresztą i tak nie mam nic innego do roboty.
-Chwilami zachowujesz się tak samo jak on - mruknął do mnie, na co wzięłam poduszkę i rzuciłam w niego. Zdążył zrobić unik i zachichotał. Skierował się do kuchni, rzucając przez ramię, że idzie zrobić popcorn.
Siedząc sama miałam okazję rozejrzeć się po salonie. Znajdował się obok jadalni. Przede mną wisiała ogromna plazma, a ja sama siedziałam na długiej białej kanapie, przed którą stał mały szklany stolik. Ściany miały beżowy odcień, a ciemne meble pasowały idealnie do reszty. Po prawej stronie był hall, w którym stały schody prowadzące na piętro. Po lewej stał biały kominek, w którym ktoś rozpalił ogień. Przed nim stały dwa fotele ecru. Gdy wyobraziłam sobie siedzącą tam parę starszych ludzi, wokół których kręciły się dzieci, wyglądało to niemal bajkowo. Zawsze podobały mi się kominki. Jako mała dziewczynka solennie sobie obiecałam, że będę kiedyś miała taki w domu. Chciałam w przyszłości siadać przed nim z moim mężem i dziećmi, ciesząc się każdą chwilą, co wyglądałoby jak scena wyjęta z filmu. Ale później przyszła szara rzeczywistość i spadłam ze swojej huśtawki marzeń. Odkąd dowiedziałam się o swoich mocach, już nic nigdy nie było takie same. Nieświadomie przegryzłam wargę, przypominając sobie Willa, swoich rodziców i wszystko co z nimi trzema związane. Prawdą było to, iż ludzie na których mi zależało opuścili mnie stanowczo za wcześnie. Moje życie po prostu straciło sens.
-Rebeca?
Wyrwana z transu, poderwałam gwałtownie głowę do góry. Mark przyglądał mi się z zaniepokojeniem, siedząc obok. Nawet nie słyszałam kiedy przyszedł. Zmarszczyłam brwi w konsternacji.
-Wszystko w porządku?- zapytał.

-Jak może być w porządku?- zapytałam głupio, a po moich policzkach zaczęły płynąć słone łzy. Spuściłam głowę zawstydzona. - Nie mam nikogo Mark.. Nie mam nikogo. Wszyscy, których kochałam... odeszli..- wydukałam.
Chłopak chwycił mój podbródek dwoma palcami i zmusił, abym na niego spojrzała.
-Musisz dać rade. - szepnął - Od ciebie zależy los milionów ludzi. Nie jesteś tutaj przypadkiem. I nawet nie wiesz jak cenię to, że po tym jak cię potraktowałem, zaufałaś mi i przyjechałaś tu ze mną.
Spojrzałam na niego, zanosząc się niepohamowanym płaczem. Mark nie mówiąc nic więcej, przyciągnął mnie do swojej piersi i przytulił.
Czy mu ufałam? Znałam go od kilku dni i po tym co mi zrobił powinnam się go wystrzegać i bać. Ale on miał rację. Wszyscy mogą myśleć, że jestem głupia i irracjonalna, ponieważ przyjechałam z nim, kompletnie nic o nim nie wiedząc. Lesz prawda jest taka, iż wyczułam, że mogę mu zaufać. Miał w sobie coś takiego co mnie do niego przekonało. Może to ta troska? Nie wiem. W każdym bądź razie.. Chwilowo był jedyną osobą na której mogłam polegać.
Oderwałam się ostrożnie od niego i wytarłam pośpiesznie oczy. Znowu zagryzłam wargę, tym razem dlatego, że mój tusz do rzęs zostawił czarne smugi na jego białej bluzce. Powędrował za moim wzrokiem do swojej koszulki, a kąciki jego ust podniosły się odrobinę do góry.
-To nic. Tak nigdy jej nie lubiłem- powiedział patrząc na mnie i posyłając mi oczko.
Nie mogłam inaczej. Zaśmiałam się głośno, pierwszy raz tego dnia.
-Przepraszam. Nie chciałam tak... - wskazałam ręką swoją twarz i jego bluzkę, i uśmiechnęłam się krzywo -.. rozkleić.
-Rozumiem jak się czujesz. Przede mną nie musisz udawać.- i znowu ten łobuzerski uśmiech. - A propos.. Jutro przyjeżdża nasza siostra Katherine. Myślę, że się polubicie.

- Mam nadzieję - uśmiechnęłam się szczerze na myśl, że nie będę już jedyną kobietą w tym jakże ogromnym domu.



Obejrzeliśmy z Markiem cztery filmy akcji, w tym "Wyścig śmierci", który jak się okazało jest ulubionym filmem chłopaka. Alex zmył się o dziewiątej wieczorem mówiąc, iż idzie pograć w bilard i jeszcze nie wrócił. Gdy skończyliśmy nasz seans, było grubo po dwunastej. Wstałam rozprostowując kości, a Mark, rozłożony na kanapie, przyglądał mi się w rozbawieniu.
-Boże, jestem cała zesztywniała.- jęknęłam.
-Po kilku godzinnym siedzeniu i obżeraniu się popcornem co się dziwisz?- wybuchnął śmiechem.
-To nie jest śmieszne. - powiedziałam do niego, sama szeroko się uśmiechając.- Przez ciebie przytyje. Mam dosyć popcornu na całe życie.
-Eh już nie narzekaj. Masz figurę modelki i niczego ci nie brakuje a jeszcze stękasz. A jeśli tak cię boli to, że sama pochłonęłaś dwie paczki popcornu na pięć to mogę cię pocieszyć tym, że jutro to wszystko spalisz w tempie ekspresowym.
- Co masz na myśli?- zapytałam zdziwiona.
-Od jutra zaczynasz treningi. Starszyzna uznała, że powinnaś także umieć walczyć, nie używając swoich mocy.- odparł.
-Że co?- znowu jęknęłam.- I kim jest ta całą Starszyzna?
-Wszystkiego dowiesz się jutro na treningu, a teraz moim zdaniem powinnaś się położyć spać, bo o siódmej pobudka.- uśmiechnął się łobuzersko.
-Mam wstać o siódmej i dopiero teraz mi to mówisz? Czyś ty oszalał? Zdajesz sobie sprawę, że ja nie widziałam tej godziny na oczy odkąd skończyłam liceum?- miałam ochotę zedrzeć mu ten jego uśmieszek z twarzy.- Trener od siedmiu boleści- mruknęłam wychodząc z salonu.
-Rebeca!- krzyknął za mną. Odwróciłam się z pytaniem w oczach.- To nie ja będę twoim trenerem.
-Jak nie ty? To kto?
-Alex- widząc moje przerażenie, zachichotał. Wyminął mnie i ruszył, jak się domyśliłam, do swojego pokoju - Dobranoc.- powiedział jeszcze na odchodnym i zniknął w jednym z pomieszczeń, zostawiając mnie na hallu z szeroko otworzonymi oczami.
_____________________________________________________________________________________________________

* Taylor Swift- Begin Again

Witam wszystkich! 
Jak widzicie wróciłam i postanowiłam kontynuować moje opowiadanie po dwu letniej przerwie... ;) Minęło sporo czasu i nie mam pojęcia czy ktoś jeszcze czyta moje wypociny :)
Jak pewnie wielu z Was zauważyło zmieniłam wygląd bloga, a teraz biorę się za poprawianie moich poprzednich rozdziałów. Przy poprawie wprowadzam także dużo zmian , dlatego jeśli ktoś by chciał przeczytać od początku moje opowiadanie to zachęcam do lektury :) Rozdział pierwszy jest już gotowy :) 
W każdym bądź razie.. Przedstawiam wam drugą część rozdziału piątego :>
Nic szczególnego się w nim nie dzieje, ponieważ chciałam dać trochę relaksu głównym bohaterom, że tak to ujmę :)
Mam nadzieję, że w gruncie rzeczy nie jesteście zawiedzeni brakiem jakiejkolwiek akcji i podoba wam się taka odskocznia ;)
Życzę miłej lektury i pozdrawiam gorąco wszystkich czytelników :)