4 października 2014

Rozdział VI

"Nie oceniaj mnie pochopnie,
Widzisz to co powierzchowne.
Nie znasz mnie..."*

Coś zimnego zleciało na moją twarz. Mruknęłam niezrozumiale i odwróciłam się na plecy. Naraz cała fala wylądowała na mnie, a ja poczułam, że tonę. Otworzyłam gwałtownie oczy, krztusząc się i kaszląc. Spojrzałam z nienawiścią na osobnika pochylającego się nad moim łóżkiem. Nadęty bufon!
-Czyś ty kompletnie oszalał!?- wrzasnęłam.
-Za pięć minut widzę cię na dole. – odparł niewzruszony Alex, po czym zabierając już puste wiadro, wyszedł z mojego pokoju trzaskając drzwiami.
Cholerny patałach! Dupek! Przeklęty, zadufany w sobie egoista!
Przeklinałam go w myślach, ubierając się pośpiesznie w szary dres i związując włosy w koński ogon. Zrzuciłam mokre prześcieradło z łóżka i szybko przerzuciłam je przez krzesło, stojące przy biurku. Ściągnęłam srebrną bransoletkę, znajdującą się na moim prawym nadgarstku i wciągnęłam na nogi czarne trampki. Alex czekał na mnie przy drzwiach prowadzących na tyły domu, opierając się o nie.
-Widzę punktualność nie jest twoją mocną stroną.- przez jego twarz przemknął drwiący uśmiech.
-Gdybym nie musiała wysuszyć swoich włosów i wszystkiego dookoła, byłabym szybciej.- odparłam spokojnie, krzyżując ręce na piersi.
-Gdybyś ustawiła sobie budzik i zeszła tu o siódmej, nie zostałbym zmuszony do tego, żeby wylać ci na głowę wiadro z zimną wodą.- spojrzenie, które mi przy tym posłał, było lekko mówiąc, miażdżące.- Masz pół godzinne spóźnienie.
Zachowałam dla siebie to, że mój budzik dzwonił za dwadzieścia siódma, ale wyłączyłam go i rzuciłam telefon pod łóżko. Jak również przemilczałam fakt, iż dowiedziałam się o naszym treningu praktycznie w ostatniej chwili.
-Przypominam, że to wszystko nie było moim pomysłem!- powiedziałam drażliwie.
-Ani moim, więc choć już! Nie chce zmarnować całego dnia.- bez słowa odwrócił się i wyszedł na dwór. Ruszyłam za nim.
Słońce zaczęło wschodzić, budząc świat do życia. Lekki wiaterek pieścił moją twarz, przynosząc ze sobą miły zapach lasu. Zaciekawiona, rozejrzałam się dookoła. Na wprost mnie, znajdował się ogromny basen wypełniony po brzegi wodą. Po jego lewej stronie, były cztery leżaki, a kilka metrów od nich, stał grill, okrągły stół z ciemnego drewna, oraz pasujące do niego krzesła. Wszystko to otoczone krótko przyciętym żywopłotem. Po prawej, znajdował się kawałek wolnego miejsca, porośniętego równo przystrzyżoną, zieloną trawą i to właśnie tam się skierowaliśmy. Idąc za Alexem, mogłam spokojnie otaksować go wzrokiem. Miał na sobie nisko opuszczone, czarne, dresowe spodnie, biały T-shirt uwydatniający umięśnione barki i tego samego koloru adidasy. Sunęłam spojrzeniem z góry na dół i stwierdziłam, że ma ładny tyłek. Zszokowana własnymi myślami, próbowałam się otrząsnąć i zapytałam szybko:
-Na czym właściwie będzie polegał mój dzisiejszy trening?
-Sprawdzę twoją wytrzymałość. Na początek piętnaście kilometrów, co ty na to?- uśmiechnął się kpiąco.
-Ile!?- przerażona, otworzyłam szeroko oczy.
- Tyle ile słyszałaś. Później będziesz mieć czas na zadawanie pytań.- Dlaczego każdy mi to co chwile powtarza?- Teraz skup się na biegu. Pobiegniesz tą ścieżką..- wskazał palcem drogę, wijącą się przede mną, prowadzącą w głąb lasu.- tak jak prowadzi. Będę się trzymał za tobą.
Po tych słowach kazał mi startować. Droga była wyboista, co dodatkowo mi przeszkadzało, bo musiałam zwiększyć swój wysiłek. Dziękowałam w myślach za to, iż przekonałam się do biegania już wcześniej, aby utrzymać formę. Nie chciałam narzekać, ale przydałaby się na początku jakaś rozgrzewka. Jej brak, uświadomił mi, że może być to karą, za przyjście nie na czas.
Po dziesięciu kilometrach, nogi miałam jak z waty. Zaróżowiona od wysiłku, słyszałam co trzy sekundy, że mam przyśpieszyć. Alex tak jak mówił, trzymał się w niedużej odległości za mną. Nie słyszałam jak się przemieszczał, toteż odwracałam się co jakiś czas, aby zobaczyć czy faktycznie biegnie. Ostatnie pięć kilometrów było prawdziwą katorgą. W płucach paliło mnie niemiłosiernie. Mój oddech stał się krótki i urywany. Ta męczarnia zdawała się bawić Alexa, który podśmiechiwał się cicho za moimi plecami. Wreszcie po przebiegnięciu całej trasy, padłam na ziemię, przy jakimś drzewie i oparłam się o nie.
-Myślałem, że będzie gorzej.- patrzył na mnie z góry, uśmiechając się zawadiacko.
Posłałam mu nienawistne spojrzenie, zauważając przy tym, że nawet nie jest zmęczony. I gdzie tu sprawiedliwość?
-Musisz się jeszcze porozciągać.- powiedział po chwili ciszy i wyciągnął do mnie rękę. Zignorowałam ją.
Po czterdziestu minutach czułam się jak człowiek guma. Moje zajęcia gimnastyczne w szkole były niczym, w porównaniu z tym tutaj. Bolało mnie wszystko, zaczynając od palców u nóg, a kończąc na włosach na głowie.
-Czy to wszystko jest naprawdę konieczne?- spytałam, gdy szliśmy z powrotem do domu.
-Nie mnie o tym decydować, ale myślę, że tak. Pomyśl sama. Nie wiesz co może się stać w przyszłości z twoimi mocami, a prawda jest taka, że bez nich nawet porządnie muchy nie zabijesz.- mrugnął do mnie.
-Hej! Wypraszam sobie. Powaliłam twojego brata jednym ciosem!- posłałam mu mój firmowy uśmiech, a Alex roześmiał się głośno.
-Jakże ja chciałbym to zobaczyć.
Po tej krótkiej wymianie zdań, zapadło niezręczne milczenie. Rozkoszowałam się śpiewem ptaków i błogą ciszą, która mnie otaczała. Po kilku minutach postanowiłam ją przerwać.
-Alex?
-Hm?- odparł zamyślony.
-Co wiesz o moich rodzicach?- spytałam z nadzieją.
Podniósł głowę i nasze oczy się spotkały.
-Twoja matka była nimfą. Ostatnią ze swojego gatunku. Żyła by jeszcze tysiące lat, ale zakochała się w człowieku, przez co straciła swoją nieśmiertelność. Obcowanie z ludźmi, jest w naszym świecie zakazane. Nigdy nie przyszłoby nikomu do głowy, że tak potężna istota, którą była twoja matka, wybierze życie śmiertelniczki u boku jakiegoś nędznego człowieka.
-Mój ojciec wcale nie był nędznym człowiekiem! Kochał i szanował mamę z całych sił!- powoli przetrawiałam informację, które usłyszałam, ale na ostatnie zdanie nie mogłam nie zareagować.
-A potem pojawiłaś się ty.- mówił dalej, jakbym nic nie powiedziała. Wkurzyłam się.- Twoje przyjście na świat wywołało lawinę zdarzeń, takie jak na przykład wojnę między rasami wampirów, a wilkołaków.
-Ale dlaczego?- nie rozumiałam.
-Wampiry, jak zresztą większość istniejących stworzeń, twierdziło, że przyniesiesz zagładę naszemu światu, więc dążyli do twojej likwidacji. Natomiast ród wilkołaków chciał cię mieć na wyłączność. Wierzyli, że będziesz zgubą ludzkości i poprowadzisz ich do przejęcia władzy nad światem.
-Poprowadzę ludzi?
-Wilkołaki.- odparł zniecierpliwiony, po czym kontynuował.- Wybuchł bunt. W czasie gdy ty uczyłaś się, co to życie, w moim świecie trwała wojna. I rozgrywałaby się do dziś, gdyby nie Starszyzna. Zebrali wszystkie rasy razem i oznajmili, iż twoje przyjście na świat jest zapisane w Księdze Wieczności. Została napisana tysiące lat przed naszym istnieniem, a najistotniejsza ze wszystkich zawartych tam informacji, jest jedna.- zniżył głos do szeptu i powiedział:

„Oczy płoną, miłosnym nieskalane szałem.
Snem wezbrała mu w skrzydłach niewiadoma płeć.
Delikatnie śpiewa pieśni,
Które tylko w głębi ciszy
Serce, a nie ucho słyszy.”

Przeszły mnie ciarki. Setki pytań tłukło mi się po głowie i nie wiedziałam od którego zacząć. W tym czasie dotarliśmy na podwórze Marka. Alex skierował się do stolika, obok basenu. Usiadł na jednym z drewnianych krzeseł i gestem wskazał mi, że mam usiąść naprzeciw.
-Mówisz, że wybuchła wojna między wampirami, a wilkołakami. Ale z tego co mówiłeś później, wynika, że między wszystkimi rasami.- zmarszczyłam brwi.
-Nie. Inne rasy wypowiadały się co powinniśmy z tobą zrobić, ale to między wampirami, a wilkołakami trwała prawdziwa wojna. Nigdy za sobą nie przepadali, a twoje pojawienie się tylko pogorszyło sytuację, że tak to ujmę.-powiedział.
-Ale to przecież bez sensu…
-Wilkołaki słyną z wybuchowego charakteru, a wampiry ze sprytu i mądrości. Dodatkowo, ci pierwsi chcą być niezależni, co także zmotywowało ich do takich, a nie innych czynów. Pozostałe istoty nie chciały brać udziału w tej bitwie, ponieważ zdawali sobie sprawę, iż to nie nam przyszło decydować o twoim losie. Dlatego też, ograniczali się do kilku zdań.
Przed moimi oczami pojawił się William. Czy on też chciał mojej zagłady? Liczył trzysta dwadzieścia pięć lat, więc musiał brać udział w tej wojnie i wszystkim co potem. Otrząsnęłam się i zadałam kolejne pytanie:
-Wszystkie wampiry chciały mojej likwidacji?
-Tak. Może zdarzały się pojedyncze przypadki, ale raczej większość była świadoma, do czego możesz być zdolna w przyszłości. A jeśli mogę wiedzieć to skąd twoje zainteresowanie tym?- spojrzał na mnie i uniósł brew.
-Bo.. Mój chłopak był wampirem.- spuściłam głowę, żeby nie zobaczył zbierających się w oczach łez.
-Chodziłaś z wampirem?- nie mogłam nie unieść głowy, słysząc zaskoczenie w jego głosie. Miał szeroko otwarte oczy.

Uśmiechnęłam się smutno na wspomnienie Willa.

-Tak.- starałam się, aby głos mi nie zadrżał.-Byliśmy razem dwa lata.
-Och.
Alex był ostatnią osobą, z którą chciałabym się dzielić moją przeszłością, dlatego postanowiłam wrócić do tematu mojej matki.
– Czy moja mama jako.. nimfa, miała jakieś dziwne, nadprzyrodzone zdolności?
Alex wyczuwszy, że nie chcę drążyć tamtego tematu, odpowiedział.
-Władała wodą i umiała rozmawiać ze zwierzętami.
-Że co?- uśmiechnął się, słysząc moje niedowierzanie.
-Straciła te zdolności stając się człowiekiem, ale wcześniej uchodziła za jedną z najsilniejszych i najinteligentniejszych istot. Wiedziała jak przetrwać.
-I znowu nie rozumiem…- zmarszczyłam nos.
-Powiedziałem ci już wcześniej, że była ostatnią z przedstawicieli swojej rasy. Tak jak w legendach, nimfy powinny żyć w jeziorach lub morzach. Jednak w prawdziwym życiu, chciały upodabniać się do ludzi, dzięki czemu umierały po stu latach, bo przestawały być odporne na choroby. Traciły swoją nieśmiertelność. Twoja matka nie chciała tak skończyć. Prawie całe swoje życie spędziła pod wodą. Ale gdy zakochała się w twoim ojcu, wyrzekła się swojej natury i postanowiła zestarzeć się przy jego boku.
-Jeśli dobrze zrozumiałam to moja mama stała się człowiekiem od razu, bo wybrała życie u boku taty, a inni z jej rasy stopniowo zabijali się sami tak?
-Tak można to ująć.- uśmiechnął się.- Myśleli, że taka jest ich natura, a twoja matka odeszła z miłości.
-Ile miała lat?- zapytałam. Przerażało mnie to, ale także niesamowicie ciekawiło.
-Tak naprawdę nikt tego do końca nie wie. Niektórzy twierdzą, iż tyle co Księga Wieczności.-odpowiedział.
Wzmianka o Księdze, przypomniała mi niezrozumiany wiersz, który usłyszałam.
-Ahh..- zagryzłam wargę.- Czy możesz mi wytłumaczyć co znaczył ten dziwny wierszyk, który mi zacytowałeś?
-To nie jest żaden tam wierszyk Rebecco.- spojrzał na mnie krzywo.- To przepowiednia twojego przyjścia na świat.
-No dobra dobra. Ale co to wszystko znaczy?
-Tak naprawdę nikt tego do końca nie wie. Logiczne jest to, że zanim się urodziłaś, zagadką dla wszystkich była twoja płeć. Obawiali się tego, ponieważ jako mężczyzna byłabyś większym zagrożeniem. Nic więcej nie mogę ci powiedzieć, ponieważ różne rasy, różnie interpretują tą przepowiednię,
-A jak twoja rasa to interpretuje?- zapytałam zniecierpliwiona.
-Cóż..- uśmiechnął się krzywo- Według mojej rasy potrafisz, czy też będziesz potrafiła, zaglądać w serca innym. Wszelakie wydarzenia, uczucia im towarzyszące, to wszystko będziesz odczuwać na sobie. I w końcu stanie się to zgubą dla ciebie.
-Ale to...- nie mogłam znaleźć słowa, które opisywałoby usłyszane przed chwilą słowa. Alex zrobił to za mnie.
-Głębokie? Tak, też tak uważam. A teraz koniec tego gadania. Na dzisiaj to wszystko. Jutro masz się stawić punktualnie, bo jeśli nie to już nie będę taki miły.- przeszył mnie dreszcz, gdy rzucił mi zimne spojrzenie, spod wachlarza długich rzęs.
Jeśli w jego mniemaniu, jego dzisiejsze zachowywanie było miłe, to chyba nie chce wkurzać go bardziej.
-Nie miałeś mnie przypadkiem uczyć walczyć?- zapytałam, wstając od stołu.

-Aby walczyć, musisz mieć dobrą kondycję. Jutro zaczynamy od tego samego co dzisiaj, a później pokaże ci kilka chwytów.- również wstał i ruszył do domu, zostawiając mnie zbulwersowaną.

_____________________________________________________________________________________________________


 Hej! Dawno mnie nie było, ale jestem z nowym rozdziałem. Miał pojawić się wcześniej, ale cóż- nie wyrabiam z nauką. Właśnie zaczęłam szkołę ponadgimnazjalną i od początku roku dają nam nieźle w kość :) Postaram się dodawać rozdziały częściej i już biorę się za nadrabianie zaległości na waszych blogach. 
Pozdrawiam wszystkich czytelników i proszę o cierpliwość :)

12 sierpnia 2014

Rozdział V cz. 2


"Po raz pierwszy przeszłość jest przeszłością"*

Przerażona odwróciłam się o 180 stopni, posyłając w kierunku drzew piorun, który trafił w jedno z nich. Na polanie rozbłysło białe światło i rozległ się trzask.
-Co do cholery?- syknął z frustracją nieznajomy.
Robiąc dwa kroki w przód, wyostrzyłam swój wzrok z zamiarem odnalezienia źródła głosu. Zaskoczona, wypuściłam gwałtownie powietrze.
-Alex?- zapytałam.
-Nie, Święty Mikołaj.- warknął jeszcze bardziej wzburzony.- Odbiło ci!? Mogłaś mnie tym trafić!
-Nie ukrywam, sprawiłoby mi to przyjemność, ale zadziałałam tylko w obronie własnej! Co się tak dziwisz? I co ty tu w ogóle robisz?
Alex zaczął mruczeć coś niewyraźnie pod nosem, chodząc przede mną tam i z powrotem. Wydawało mi się, że usłyszałam słowo "idiotka" i "psychiatryk"
-Szukam cię od kilkunastu minut.- odpowiedział z opóźnieniem, zatrzymując się, i mierząc mnie lodowatym wzrokiem.- Chciałem cie przeprosić.
Patrzyłam na niego oniemiała. Może i nie byłam najmądrzejszą osobą na świecie, ale nie byłam też głupia.
-A po co niby miałbyś to robić? Z własnej woli czy dlatego, że Mark ci kazał? - fuknęłam na niego, wyprowadzona z równowagi.
Spojrzał na mnie ironicznie, dając mi tym samym odpowiedź. No nie wierze! Co za dupek! Wściekła ruszyłam przed siebie chcą już trafić do domu Marka. Przeszłam zaledwie pięć metrów, gdy usłyszałam rozbawiony głos za sobą.
-Rebeco?
-Czego?- odwróciłam się do Alex'a.
- Idziesz w złą stronę.- powiedział i uśmiechnął się szelmowsko.- To tam. - wskazał mi kierunek niedbałym machnięciem ręki i się zaśmiał.
Nabija się. Boże, on się ze mnie nabija! Podniosłam dumnie podbródek, nie chcąc dać mu tej satysfakcji i ruszyłam we wskazanym kierunku. Ku mojemu przerażeniu chłopak ruszył za mną.
-Pozwól, że dotrzymam ci towarzystwa, bo chyba nie chcemy, aby mój brat mnie zabił jak coś ci się stanie.- powiedział z udawanym przejęciem.
Prychnęłam i szłam dalej przed siebie, starając się ignorować jego osobę. Dostosował się do mojego tempa i jak na złość szedł cały czas obok mnie. Gdy już myślałam, że w końcu dał sobie na wstrzymanie, zapytał:
-Słyszałaś ten kawał dlaczego dowcipy o blondynkach są takie krótkie?
-Nie mam zielonego pojęcia.- odpowiedziałam niezainteresowana.
-Żeby brunetki mogły je zapamiętać.- zaśmiał się.
Zatrzymałam się i wściekła spojrzałam na niego.
-A wiesz co ja myślę Alex? Myślę, że kiedy Bóg rozdawał inteligencje ty byłeś w WC!- wypaliłam zanim zdążyłam pomyśleć. No pięknie. I zniżyłaś się do jego poziomu. Suchar za suchar, pomyślałam. On jednak tylko zaczął się śmiać.
-Widzę, że masz także poczucie humoru. No, no. To co? Skoro już zaczęłaś to może porozmawiamy?
Ja zaczęłam!?

-Twój potencjalny debilizm, nie obliguje mnie do kontynuacji konwersacji z tobą.- uśmiechnęłam się usatysfakcjonowana, mimo iż wiedziałam, że zachowałam się jak rozwydrzona małolata. Odwróciłam się i przedarłam się przez ostatnie drzewa wychodząc na ścieżkę, z której już było widać wielką białą wille Marka.

Alex zamilkł i przez sekundę poczułam wyrzuty sumienia. Dyskretnie spojrzałam w jego kierunku. Szedł po drugiej stronie dróżki z pochyloną głową. Ręce schował do przednich kieszeni jeansów i wyglądał jakby intensywnie nad czymś myślał. Spąsowiałam.

Do końca drogi żadne z nas się nie odezwało.





Wchodząc do domu poczułam niewyobrażalną ulgę. Mark siedział w salonie przed TV i gapił się na przelatujące obrazy bez większego zainteresowania. Jego brat wyminął mnie, kompletnie ignorując moją osobę i ruszył po schodach do góry. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, podeszłam do Marka i usiadłam przy nim na kanapie. Dopiero wtedy jakby zdał sobie sprawę z mojej obecności.
-I jak? - zapytał, unosząc jedną brew.
-Co jak?
-No pogodziliście się ?
Spojrzałam na niego jakby spadł z księżyca.
-Ty tak na poważnie? Przeprosił mnie bo mu kazałeś, nabijał się ze mnie, a ja jeszcze mam się z nim wielce "pogodzić"?- zapytałam z niedowierzeniem.
-No w sumie racja. Czego ja się spodziewałem.- zaśmiał się i spojrzał na mnie przyjaźnie.- Oglądasz ze mną?
-A co tu masz ciekawego?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie i uśmiechnęłam się pod nosem. Co jak co, ale w jego towarzystwie łatwo było mi się rozluźnić, a biorąc pod uwagę ostanie zdarzenia z nim związane- stanowczo za łatwo.
-Wypożyczyłem kilka filmów dla zabicia czasu, więc jeśli chcesz możesz się dosiąść. Bo na mojego brata to już raczej nie ma co liczyć. - wzruszył ramionami i spojrzał wymownie na schody, podnosząc się.
-No dobra. Skoro ten nadęty bufon - podniosłam głos z nadzieją, że Alex usłyszy- nie chce ci towarzyszyć to chętnie z tobą pooglądam. Zresztą i tak nie mam nic innego do roboty.
-Chwilami zachowujesz się tak samo jak on - mruknął do mnie, na co wzięłam poduszkę i rzuciłam w niego. Zdążył zrobić unik i zachichotał. Skierował się do kuchni, rzucając przez ramię, że idzie zrobić popcorn.
Siedząc sama miałam okazję rozejrzeć się po salonie. Znajdował się obok jadalni. Przede mną wisiała ogromna plazma, a ja sama siedziałam na długiej białej kanapie, przed którą stał mały szklany stolik. Ściany miały beżowy odcień, a ciemne meble pasowały idealnie do reszty. Po prawej stronie był hall, w którym stały schody prowadzące na piętro. Po lewej stał biały kominek, w którym ktoś rozpalił ogień. Przed nim stały dwa fotele ecru. Gdy wyobraziłam sobie siedzącą tam parę starszych ludzi, wokół których kręciły się dzieci, wyglądało to niemal bajkowo. Zawsze podobały mi się kominki. Jako mała dziewczynka solennie sobie obiecałam, że będę kiedyś miała taki w domu. Chciałam w przyszłości siadać przed nim z moim mężem i dziećmi, ciesząc się każdą chwilą, co wyglądałoby jak scena wyjęta z filmu. Ale później przyszła szara rzeczywistość i spadłam ze swojej huśtawki marzeń. Odkąd dowiedziałam się o swoich mocach, już nic nigdy nie było takie same. Nieświadomie przegryzłam wargę, przypominając sobie Willa, swoich rodziców i wszystko co z nimi trzema związane. Prawdą było to, iż ludzie na których mi zależało opuścili mnie stanowczo za wcześnie. Moje życie po prostu straciło sens.
-Rebeca?
Wyrwana z transu, poderwałam gwałtownie głowę do góry. Mark przyglądał mi się z zaniepokojeniem, siedząc obok. Nawet nie słyszałam kiedy przyszedł. Zmarszczyłam brwi w konsternacji.
-Wszystko w porządku?- zapytał.

-Jak może być w porządku?- zapytałam głupio, a po moich policzkach zaczęły płynąć słone łzy. Spuściłam głowę zawstydzona. - Nie mam nikogo Mark.. Nie mam nikogo. Wszyscy, których kochałam... odeszli..- wydukałam.
Chłopak chwycił mój podbródek dwoma palcami i zmusił, abym na niego spojrzała.
-Musisz dać rade. - szepnął - Od ciebie zależy los milionów ludzi. Nie jesteś tutaj przypadkiem. I nawet nie wiesz jak cenię to, że po tym jak cię potraktowałem, zaufałaś mi i przyjechałaś tu ze mną.
Spojrzałam na niego, zanosząc się niepohamowanym płaczem. Mark nie mówiąc nic więcej, przyciągnął mnie do swojej piersi i przytulił.
Czy mu ufałam? Znałam go od kilku dni i po tym co mi zrobił powinnam się go wystrzegać i bać. Ale on miał rację. Wszyscy mogą myśleć, że jestem głupia i irracjonalna, ponieważ przyjechałam z nim, kompletnie nic o nim nie wiedząc. Lesz prawda jest taka, iż wyczułam, że mogę mu zaufać. Miał w sobie coś takiego co mnie do niego przekonało. Może to ta troska? Nie wiem. W każdym bądź razie.. Chwilowo był jedyną osobą na której mogłam polegać.
Oderwałam się ostrożnie od niego i wytarłam pośpiesznie oczy. Znowu zagryzłam wargę, tym razem dlatego, że mój tusz do rzęs zostawił czarne smugi na jego białej bluzce. Powędrował za moim wzrokiem do swojej koszulki, a kąciki jego ust podniosły się odrobinę do góry.
-To nic. Tak nigdy jej nie lubiłem- powiedział patrząc na mnie i posyłając mi oczko.
Nie mogłam inaczej. Zaśmiałam się głośno, pierwszy raz tego dnia.
-Przepraszam. Nie chciałam tak... - wskazałam ręką swoją twarz i jego bluzkę, i uśmiechnęłam się krzywo -.. rozkleić.
-Rozumiem jak się czujesz. Przede mną nie musisz udawać.- i znowu ten łobuzerski uśmiech. - A propos.. Jutro przyjeżdża nasza siostra Katherine. Myślę, że się polubicie.

- Mam nadzieję - uśmiechnęłam się szczerze na myśl, że nie będę już jedyną kobietą w tym jakże ogromnym domu.



Obejrzeliśmy z Markiem cztery filmy akcji, w tym "Wyścig śmierci", który jak się okazało jest ulubionym filmem chłopaka. Alex zmył się o dziewiątej wieczorem mówiąc, iż idzie pograć w bilard i jeszcze nie wrócił. Gdy skończyliśmy nasz seans, było grubo po dwunastej. Wstałam rozprostowując kości, a Mark, rozłożony na kanapie, przyglądał mi się w rozbawieniu.
-Boże, jestem cała zesztywniała.- jęknęłam.
-Po kilku godzinnym siedzeniu i obżeraniu się popcornem co się dziwisz?- wybuchnął śmiechem.
-To nie jest śmieszne. - powiedziałam do niego, sama szeroko się uśmiechając.- Przez ciebie przytyje. Mam dosyć popcornu na całe życie.
-Eh już nie narzekaj. Masz figurę modelki i niczego ci nie brakuje a jeszcze stękasz. A jeśli tak cię boli to, że sama pochłonęłaś dwie paczki popcornu na pięć to mogę cię pocieszyć tym, że jutro to wszystko spalisz w tempie ekspresowym.
- Co masz na myśli?- zapytałam zdziwiona.
-Od jutra zaczynasz treningi. Starszyzna uznała, że powinnaś także umieć walczyć, nie używając swoich mocy.- odparł.
-Że co?- znowu jęknęłam.- I kim jest ta całą Starszyzna?
-Wszystkiego dowiesz się jutro na treningu, a teraz moim zdaniem powinnaś się położyć spać, bo o siódmej pobudka.- uśmiechnął się łobuzersko.
-Mam wstać o siódmej i dopiero teraz mi to mówisz? Czyś ty oszalał? Zdajesz sobie sprawę, że ja nie widziałam tej godziny na oczy odkąd skończyłam liceum?- miałam ochotę zedrzeć mu ten jego uśmieszek z twarzy.- Trener od siedmiu boleści- mruknęłam wychodząc z salonu.
-Rebeca!- krzyknął za mną. Odwróciłam się z pytaniem w oczach.- To nie ja będę twoim trenerem.
-Jak nie ty? To kto?
-Alex- widząc moje przerażenie, zachichotał. Wyminął mnie i ruszył, jak się domyśliłam, do swojego pokoju - Dobranoc.- powiedział jeszcze na odchodnym i zniknął w jednym z pomieszczeń, zostawiając mnie na hallu z szeroko otworzonymi oczami.
_____________________________________________________________________________________________________

* Taylor Swift- Begin Again

Witam wszystkich! 
Jak widzicie wróciłam i postanowiłam kontynuować moje opowiadanie po dwu letniej przerwie... ;) Minęło sporo czasu i nie mam pojęcia czy ktoś jeszcze czyta moje wypociny :)
Jak pewnie wielu z Was zauważyło zmieniłam wygląd bloga, a teraz biorę się za poprawianie moich poprzednich rozdziałów. Przy poprawie wprowadzam także dużo zmian , dlatego jeśli ktoś by chciał przeczytać od początku moje opowiadanie to zachęcam do lektury :) Rozdział pierwszy jest już gotowy :) 
W każdym bądź razie.. Przedstawiam wam drugą część rozdziału piątego :>
Nic szczególnego się w nim nie dzieje, ponieważ chciałam dać trochę relaksu głównym bohaterom, że tak to ujmę :)
Mam nadzieję, że w gruncie rzeczy nie jesteście zawiedzeni brakiem jakiejkolwiek akcji i podoba wam się taka odskocznia ;)
Życzę miłej lektury i pozdrawiam gorąco wszystkich czytelników :)