23 czerwca 2016

Rozdział X

Czymże jest życie, jeśli nie ustawiczną możliwością popełniania błędów.”

Kolejna fala bólu, tym razem przeszyła moją łydkę. Alex zrobił kolejny zamach, ale zdążyłam zrobić unik i potoczyłam się w bok. W ułamku sekundy stał nade mną.
-Skup się!- polecił po raz tysięczny tego dnia.
Podniósł nogę i przygniótł mi nią lewą rękę. Krzyknęłam przeciągle. Pomiatał mną jak chciał, a ja mu na to pozwalałam.
-Nawet nie starasz się odeprzeć mojego ataku!- wrzasnął i przycisnął moją rękę jeszcze bardziej. Usłyszałam chrupot łamanej kości. Jasna cholera. Miałam tego dosyć! Odbiłam zdrową nogę od ziemi i walnęłam go w kark najmocniej jak potrafiłam. Skrzywił się, dając mi szansę na obalenie go całym ciałem.  Padł na ziemię z wielkim hukiem i teraz to ja siedziałam na nim. Dostałam nowego zastrzyku energii. Przyciskając zdrową ręką jego twarz do ziemi, wbiłam kolano w najwrażliwsze miejsce na szyi. Druga dłoń już zaczynała mi się goić, ale w dalszym ciągu niemiłosiernie bolała. Chłopak pode mną jęknął. Poczułam wzbierającą w nim siłę i po chwili zrzucił mnie z siebie, posyłając na drugi koniec trawnika. Wykonałam przewrót w powietrzu. Gdy znowu poczułam równy teren pod nogami, Alex już biegł w moją stronę. Zapominając o bólu, walnęłam upiora z pół obrotu w mostek prawą nogą. Odleciał w tył i zarył plecami o ziemię. Wyplułam krew zbierającą się w buzi i ruszyłam w jego kierunku. Walka miała być fair, dlatego nie pozwalano używać mi moich mocy. Stanął na nogach i wyprowadził cios lewą ręką. Zablokowałam ją, zapominając o tym, że ma drugą, która jest wolna. Gdy sobie to uświadomiłam, było już za późno, bo w tym samym momencie poczułam silne przyłożenie w brodę. Moja głowa odskoczyła do tyłu. Zamrugałam zdezorientowana, czekając aż wzrok znowu nabierze ostrości.
-Wystarczy na dzisiaj.- Alex puścił mnie i od razu musiał podtrzymać,  ponieważ się zatoczyłam.- W końcu się zmobilizowałaś. Jesteś coraz lepsza ale w dalszym ciągu wkładasz w to za mało siebie.
A już się zaczęłam cieszyć, że chociaż raz mnie pochwali. Podniosłam wzrok na niego, nagle zdeterminowana.
-Jeszcze raz.
Spojrzał na mnie zaskoczony, a w jego oczach błysnęło rozbawienie. Chociaż ktoś się tu dobrze bawił.
-Jak sobie życzysz.- mrugnął do mnie. No nie! On naprawdę to zrobił!
-Alex już dość.- zabrzmiał głos zza pleców przeciwnika. Mark szedł dziarskim krokiem w naszym kierunku. Za nim dreptała Katherine.- Nie uważasz, że już wystarczająco ją pokiereszowałeś?
Szatyn podniósł ręce do góry w geście kapitulacji.
-Ona o to prosiła.- wskazał na mnie palcem.
-Reb?- jego brat posłał mi surowe spojrzenie. Oho! Czułam się jak dziecko w przedszkolu, które zrobiło coś źle i przez to zostanie postawione do kąta.- Najprawdopodobniej masz złamaną rękę oraz kość piszczelową. Nie ma mowy, żebyś dalej walczyła!
-Już prawie nie boli.- grałam na zwłokę- Poza tym wydaje mi się, że ten przede mną zasłużył, aby skopać mu dupę.
Dobiegł mnie chichot Kat, a i sam Alex błysnął zębami w uśmiechu.
-Oo tak- powiedziała dziewczyna w przerwach między salwami śmiechu.- Mu na pewno przydałby się porządny wpierdol.
Dołączyłam do niej słysząc to.
-No siostrzyczko i ty takie rzeczy.. o mnie?
-Ja po prostu wybieram słuszną stronę. Wybacz. Wiesz, że cię kocham, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Niezły tyran z ciebie.- Kat wywróciła oczami i znowu zaczęła się podśmiewać.
To przekomarzanie dwójki rodzeństwa było bardzo zabawne. Mark ciężko westchnął i obrzucił mnie krytycznym spojrzeniem.
-No co?- zapytałam.
-Będziesz miała jeszcze dużo okazji, żeby się na nim odegrać, ale teraz chodź do domu.
No na pewno nie będzie mi mówił co mam robić.
-Bracie, wydaje mi się, że skoro nasza księżniczka chce walki, to powinna ją dostać.-Alex poklepał go po ramieniu, patrząc na mnie znacząco.
-Mógłbyś przestać się wpieprzać, a jeśli już musisz, to chociaż stań po mojej stronie. Widzisz w jakim jest stanie.- warknął Mark.
Nie czułam się źle, wręcz przeciwnie. Noga już przestała mnie boleć, co znaczyło, że kość się zrosła, a gdy nie ruszałam ręką, to też mogłam ją znieść. Co robił Mark? Wyolbrzymiał, tak to się chyba nazywa. Poza tym naprawdę chciałam jeszcze poćwiczyć.
-Ej ja myślę, że jednak Mark ma racje.- przyszła mu z pomocą Kat.- Jutro też jest dzień i nic się nie stanie jak trochę wcześniej skończycie.
-Ale opuściliśmy już dzień treningu- zaprotestował ‘mój nauczyciel’.- Była mowa o skończeniu z walką wręcz, a nie całą dzisiejszą nauką.
To prawda. Wczoraj wpadł Steven i cały dzień przesiedzieliśmy w salonie słuchając o tym co mu się przytrafiło podczas obecności w Kolorado, Luizjanie i innych miejscach, po których podróżował przez ostatni rok. Pokładaliśmy się ze śmiechu, kiedy opowiadał jak jakaś prostytutka próbowała się do niego dobrać gdy napił się z kolegami w barze Bourbon „O” w jednej z dzielnic Nowego Orleanu, a gdy odmówił nazwała go mięczakiem i ukradła mu portfel. Stev okazał się naprawdę pozytywny. Aż dziwne, że przyjaźnił się z Alexem, w którym nawiasem mówiąc po raz pierwszy spostrzegłam jakieś oznaki człowieczeństwa. W pewnym momencie na stole pojawiła się szkocka wprawiając chłopaków w jeszcze lepszy humor. Dowiedziałam się przy tym, że upiory mają bardzo mocną głowę do alkoholu.
-Dobra, macie racje. Chodźmy do domu.- przestałam się spierać i ruszyłam do budynku, nie patrząc czy ktoś idzie za mną.

***
Siedzieliśmy wszyscy przy stole w jadalni, kończąc resztę zamówionej pizzy. Mała Tessa była cała brudna od ketchupu, którym polała swój kawałek. Było coś niesamowicie słodkiego w tym jak z pełną buzią opowiadała o dniu w przedszkolu. Katherine cały czas ją upominała, że nie powinna mówić gdy je, ale ona nie zwracała uwagi na swoją mamę, ponieważ musiała ponarzekać na Nicolasa, chłopca z przedszkola, który chyba ją podrywał- jak stwierdziła, kiedy wziął jej lalkę Barbie i zaczął z nią uciekać. Zaśmiałam się, a Mark mi zawtórował.
Po posiłku przeszliśmy do salonu.
-Mogę ciociu na kolana?- zapytał brzdąc stojący przede mną, patrzący na mnie wielkimi proszącymi oczkami.
Od kilku tygodni Theresa mówi na mnie inaczej i wolę to, niż mówienie do mnie „pani”. Poza tym podoba mi się taki stan rzeczy, gdyż naprawdę mogłabym być jej ciocią.
-Oczywiście, kruszynko.- uśmiechnęłam się do niej.
Alex siedział na drogim końcu kanapy. Przyglądał się nam z nieodgadnionym wyrazem twarzy, gdy dziewczynka próbowała wdrapać się na moje nogi. Po dwóch nieudanych próbach pomogłam jej i poczekałam aż się wygodnie usadowi. Westchnęła, jakby jej ulżyło i zaczęła się bawić moimi włosami. Zaplatała je w coś na kształt warkocza i po chwili zaczynała od nowa, zła na siebie, bo jej nie wychodziło. Oderwałam od niej wzrok i spojrzałam na Marka, chociaż zwracałam się bezpośrednio do wszystkich.
-Ile jeszcze będę musiała trenować?
-To zależy jak szybko przyswoisz sobie zasady walki.- odparł spokojnie Alex.
Odwróciłam głowę w jego kierunku.
-Ty mi tego nie ułatwiasz.- sarknęłam.
-A myślisz, że twój przeciwnik na polu bitwy ci odpuści?- warknął.
-Jasne, że nie. Ale..
-Ale chciałabyś, żebym był łagodniejszy i obchodził się z tobą jak z jajkiem.- wtrącił mi się w zdanie.
-Nawet przez chwile mi to do głowy nie przyszło!- powiedziałam z oburzeniem. Co za typ!
-Skończycie już.- westchnął Mark.- Wszyscy myślimy, że potrwa to jeszcze z trzy miesiące, może mniej, naprawdę ciężko określić. Ale za dwa tygodnie musimy stawić się u Starszyzny, ponieważ musisz przejść test.
-Jaki test?- zatkało mnie.
-Chcą przetestować twoje zdolności magiczne, aby wiedzieć na ile cię stać. Będziesz demonstrować swoją umiejętność władania żywiołami przed całą publiką.
-Publiką?
-Tak. Odbędzie się to na arenie. Obserwującymi będą wszyscy ze Świata Nocy, którzy zechcą popatrzeć, aby się przekonać do czego jest zdolne dziecko, którego przyjście na świat zostało zapisane w Księdze Wieczności.
Wzięłam głęboki oddech, gdy to usłyszałam.
-Chcesz mi powiedzieć, że będę kimś podobnym do Gladiatora?- uniosłam brwi i zaśmiałam się ze swojego skojarzenia. Chociaż w rzeczywistości wcale nie było mi do śmiechu.
Katherine spuściła głowę i odpowiedziała mi cicho za swojego brata.
-Nawet nie masz pojęcia jak bliska prawdy jesteś.
-Co!?- wrzasnęłam. Przypominając sobie, że mam dziecko na kolanach, wzięłam uspokajający oddech.- Masz na myśli to, że będę musiała walczyć z innymi i tylko jak pokonam wszystkich to przeżyje!? Jasna cholera!
-Nie panikuj.- powiedział Alex.- Nikt tam nie zginie. Po prostu będą cię atakować, a ty będziesz się bronić.
Odetchnęłam, mimo że nie czułam się przez te słowa spokojniejsza. Co to ma być? Czułam się jak w jakimś filmie lub książkach, których tyle przeczytałam w swoim życiu.
-Gdy mówiłeś mi, że mam z tobą pojechać, aby się czegoś dowiedzieć o sobie, słowem nie wspomniałeś, że będę musiała stoczyć z kimś jakąś popieprzoną walkę!- rzuciłam oskarżająco do Marka.- W co ty ze mną pogrywasz?
-Nie wiedzieliśmy, że tak to będzie wyglądać.- odparł spokojnie.- Dowiedzieliśmy się w dzień po twoim przyjeździe. Był tu jeden ze straży Starszych i poinformował nas o zaistniałej sytuacji.
Dziwne, że go nie zauważyłam pomyślałam ponuro.

***

Wyszłam na zalane słońcem podwórze. Ściągnęłam przez głowę bluzkę i zostałam w samym bikini. Podeszłam do basenu i sprawdziłam temperaturę wody. Po chwili wzięłam rozpęd i skoczyłam zanurzając całe swoje ciało. Chłodny dotyk niebieskiej, przejrzystej cieczy okazał się bardzo orzeźwiający. Przepłynęłam sześć długości basenu stylem klasycznym i zatrzymałam się, aby zaczerpnąć powietrza. Mimochodem spojrzałam na budynek, który obecnie był moim domem. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam go tak  nazywać. I byłam świadoma, iż nawet gdy wrócę do Allas, nie zapomnę o tym miejscu.
Nagle moją uwagę przyciągnęło coś innego. Firanka jednego z okien na piętrze, poruszyła się i wróciła na swoje miejsce. Nikogo nie zdążyłam zobaczyć, ale przez tą chwilę poczułam się obserwowana. Albo to paranoja, albo to po prostu wiatr, tylko że okno było zamknięte. Dreszcz przeszedł przez moje ciało. Szybko się ogarnęłam i wyszłam z basenu, po czym od razu skierowałam się do domu, odczuwając dziwny niepokój.


7 maja 2016

Rozdział IX

"Odgrzebywanie tego co było nie zmieni przeszłości. Sprawi tylko, że będziesz musiała przeżyć ją na nowo."

Z czasem przychodzi taki moment, że świat zanika. Widnieją tylko Twoje myśli, siadasz w kącie, dookoła tylko cztery ściany, zaczynasz przypominać sobie to co wydarzyło się kiedyś, wszystko co dobre i złe. Łzy zlewają się z uśmiechem, co czujesz..? Nie wiesz.. Po pewnym czasie dostrzegasz pustkę. Zdajesz sobie sprawę, że to co dawało ci tyle szczęścia jak i bólu już nie wróci, nic się nie powtórzy.. Że osoba w której byłeś zakochany, nigdy nie przytuli Cię już tak samo, że słowa usłyszane kiedyś nie zabrzmią już identycznie. Pogłębiając się w dalsze drobnostki przypominasz sobie najmniejsze szczegóły, chcesz wrócić do przeszłości, masz ochotę wyjść i pójść w te miejsca tak sentymentalne dla serca, bo to tam się poznaliście, tam po raz pierwszy zetknęły się wasze usta, to właśnie tam stworzyliście jedność. Dwa serca- jeden bit. Mija czas, minuta za minutą tworzysz historię, którą za jakiś czas tak samo będziesz wspominał. Dochodzisz do wniosku, że życie nie jest takie piękne jakbyśmy chcieli, ale jednak żyjesz tu, to twoje życie, w którym za zadanie masz je wykorzystać. Żyj chwilą.. A do przeszłości wracaj zawsze gdy tylko potrzebujesz…


Szklane drzwi do centrum handlowego, rozsunęły się przed nami. Wkroczyłyśmy z Katherine do dużego królestwa. Trzypiętrowy budynek, ruchome schody, aby się sprawniej poruszać i mnóstwo sklepów. Raj na ziemi. Spojrzałyśmy na siebie i się zaśmiałyśmy.
-Chodź Rebeco. Idziemy na samą górę do sprawdzonego już i najlepszego sklepu tutaj.- pociągnęła mnie za rękę i ruszyłyśmy.
Po trzech godzinach miałam już dosyć. Wyszłyśmy z centrum całe obładowane torbami. Cieszyłam się, że postanowiłam wybrać sie z nią na te zakupy, bo pozwoliły mi się oderwać od wszystkich problemów. Kat była bardzo dobrym towarzyszem. Buzia jej się nie zamykała, pytała sie o moje zainteresowania, o moich znajomych i jak zajmowałam sobie czas przed tymi wszystkimi zdarzeniami. Więc zaczęłam jej opowiadać o tym jak to przynajmniej dwa razy w miesiącu wybywałam z całą moją paczką na imprezy, jeździłam nad jezioro, szlajałam się po moim małym miasteczku z piwem w ręce drąc sie w niebo głosy. Powiedziałam o Ivanie, reszcie moich znajomych i Elizabeth. Gdy wspominałam o mojej byłej przyjaciółce poczułam ból w piersi i na moment przestałam oddychać. Katherina zauważając to, stwierdziła, że czas na zmianę tematu.
-Teraz w piątek wybieram się na imprezę, nie poszłabyś ze mną?- zagaiła mnie, gdy siedziałyśmy w kawiarence, po tym jak nasze zakupy wylądowały w samochodzie.
-Chętnie.- uniosłam brwi- Jak ty sobie radzisz z byciem mamą, a znalezieniem takiej ilości czasu dla siebie?
Siostra Marka zaśmiała się, kiwając głową, przez co jej dzisiejsze loki zaczęły śmiesznie podskakiwać.
-Kochanie to, że mam córkę nie oznacza iż mam rezygnować z własnego życia. Mam tylko 21 lat, więc wszystko jeszcze przede mną.- Tu prychnęła i zmrużyła oczy.- A właściwie wieczność zważywszy na fakt iż jestem kim jestem.
-A Tess?
-Tessa zostanie z Markiem. Po za tym może i ma 3 latka ale jak na swój wiek jest bardzo rozwinięta. Dorasta szybciej niż normalne dzieci. Więcej już rozumie i umie czytać.
Podobało mi się jej podejście. Podchodziła do wszystkiego na luzie, ciesząc się, ze było jej dane zostać matką, ale także pamiętając o tym, że jest młoda. Tknęło mnie, iż ma dopiero dwadzieścia jeden lat, co znaczyło, że jednak za szybko została matką.
-Katherina mogę cię o coś zapytać? Nie chce wyjść na wścibską czy coś, bo nie o to mi chodzi- powiedziałam niepewnie.
-Wal śmiało!- uśmiechnęła się i podniosła do ust swoje latte.
-Co się stało z ojcem Tess?
Dziewczyna spuściła wzrok, i odłożyła drżącą ręką szklankę.
-To się stało gdy miałam siedemnaście lat. Urządzaliśmy grilla ze znajomymi w wakacyjny wieczór. Niektórzy przyszli sami, inni ze swoimi partnerami. No i był też on. Patch. Wysoki, umięśniony, przystojny brunet, z zabójczym uśmiechem i wesołymi ognikami w oczach. Cały wieczór z nim przegadałam i w pewnym momencie zapytał czy się przejdziemy. Od razu się zgodziłam. No więc chodziliśmy sobie i nawet nie zauważyłam kiedy zaczęliśmy się całować.- uśmiech pojawił się jej na twarzy, na wspomnienie tej chwili.- I wiesz jak to bywa.. Po chwili byliśmy bez ubrań. Przez tą jedną chwile myślałam, że spotkałam księcia, ale zapomniałam, że ja nie jestem księżniczką, a takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach.- zagryzła wargę.
-Co się stało później?- zapytałam, choć nie trudno było się domyślić jak to się skończyło.
-Po wszystkim ślad po nim zaginął. Nie dawał znaku życia, zmienił numer. Było tak jakbyśmy się nigdy nie poznali. Po trzech tygodniach dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
Moje cappuccino już wystygło. Spojrzałam na nią ze współczuciem.
-Jak na to zareagowali inni?- szepnęłam.
-Dostało mi się. Byłam załamana. Snułam się po domu jak cień. Bracia mówili mi, że się na mnie zawiedli. Myśleli, że jestem odpowiedzialna. Ufali mi. A ja to wszystko spieprzyłam w przeciągu jednej nocy, bo hormony mi buzować zaczęły.- w jej oczach zalśniły łzy. Pierwszy raz ją widziałam w takim stanie. W odruchu wyciągnęłam ramię i ścisnęłam jej rękę w geście pocieszenia.
-Ale już jest chyba okej, prawda? Wydają się zakochani w twoim dziecku.
-Oh.. No tak. Było ciężko, ale po kilkunastu dniach wszystko się zmieniło. Mark i Alex powiedzieli mi, że mnie z tym nie zostawią, że mi pomogą. A jak Theresa przyszła na świat, to moi bracia zwariowali na jej punkcie. W bardzo krótkim czasie owinęła ich sobie wokół palca.- zachichotałyśmy.
-A czy Patch..?
-Tak, on był taki sam jak my. W zasadzie to wszyscy byli. Nie możemy spoufalać się z ludźmi. Oczywiście ciebie to nie dotyczy, bo nim nie jesteś.- uśmiechnęła się krzywo.
-Taa.. I znowu wychodzi na to, że tylko ja nie wiem kim tak na prawdę jestem.- zmarszczyłam brwi sfrustrowana.
-Oj nie przejmuj się. Gdy przyjdzie czas wszystkiego się dowiesz.
-O ile dożyje..
Nie zdążyłam skończyć, ponieważ ktoś obok mnie odsunął krzesło i nie pytając się o pozwolenie uwalił się na nim.
-Cześć panienki.- odwróciłam się w stronę faceta o chrapowatym głosie.
-Hej Stev!- pisnęła Katherina na widok obcego.- Jak miło cię znowu widzieć! Od kiedy jesteś w Cattle Chute?
-Przyjechałem trzy dni temu.- puścił do niej oczko.- A kimże jest ta śliczna dama obok mnie?
-Oh! To Rebeca.- Kat szybko nas sobie przedstawiła- A to jest Steven.
-Cześć- uśmiechnęłam się.
Chłopak zlustrował mnie wzrokiem na tyle na ile pozwalał stolik przy którym siedzieliśmy. Dziewczyna siedząca naprzeciwko kopnęła mnie w kostkę. Spojrzałam na nią, spotykając się z jej okrutnym uśmieszkiem i unoszącą przy tym brew. To było coś w stylu "bierz go". Nie mogąc się powstrzymać, wybuchnęłam śmiechem.
-Nie wiem z czego ten zaciesz, ale piękna jesteś maleńka.- posłał mi szelmowski uśmiech, na co znowu zachichotałam.
-Dzięki, ale to "maleńka" to sobie odpuśćmy.- odrzekłam po chwili.
-Ha ha, no dobrze. To co was tu sprowadza moje drogie?- padło pytanie z ust bruneta.
-Wracałyśmy z centrum i stwierdziłyśmy, że wpadniemy na kawę.- pierwsza odezwała się Kat.- Ale za chwilę musimy spadać.
-Tak szybko? Katherine tak dawno się nie widzieliśmy.- powiedział Stev z udawanym smutkiem w głosie.
Dziewczyna w odpowiedzi posłała mu promienny uśmiech.
-Wpadnij do nas jutro. Alex na pewno się ucieszy.

Pół godziny później zbierałyśmy się do wyjścia. Okazało się, że ta dwójka jest starymi przyjaciółmi. Mało tego, chodzili kiedyś ze sobą, ale po krótkim czasie stwierdzili, że do siebie nie pasują i wrócili do poprzedniej relacji. Ich rodziny znają się od pokoleń i zawsze utrzymywały ze sobą ciepłe stosunki. Pożegnałyśmy się z chłopakiem i ruszyłyśmy do domu.

________________________________________________________________________
Hej kochani! Skończyłam praktyki 30 kwietnia i wracam z nowym rozdziałem! Miłej lektury i czekam na szczere komentarze ;)

31 marca 2016

Rozdział VIII

"W życiu nie ma prób, 
od razu zaczyna się przedstawienie."

Grzmot. Nieustający wiatr. Targający liśćmi i piaskiem po ulicy. Bez ich udziału. Nie miały chęci, silnej woli. Nie chciały opierać się drzewom, które niosły w ich kierunku swoje krzyki. Smagane przez życie. Bez jakiejkolwiek wartości. Bez prawa wyboru.
Podobnie jest z ludźmi. Zastanawialiście się kiedyś? Człowiek się rodzi, aby przeżyć swoje życie jak najlepiej. Ale tak naprawdę od dnia kiedy zaczerpnęliśmy pierwszy oddech jest ono przesądzone. Rodzice mówią nam, że jest ono takie jakie sami sobie zaplanujemy. Chcą żebyśmy w to wierzyli, zapominając, że na górze jest ktoś, kto ułożył nam je już krok po kroku. Powtarzano mi, iż życie jest formą bezosobową. Jest krótkie. Przemija.
Jak jest z ludźmi? Dostaliśmy dar. Dar poznawania świata. Szansa jest jedna. I co z tym robimy? Ciągłe wojny, spory o wszystko, kłótnie z najbliższymi. Poniżanie. Mordowanie. Gwałty. Głód. I do czego to zmierza? Co będzie wtedy, gdy nasz Ojciec będzie miał już tego dość? Wszystko ulegnie zniszczeniu. Dążymy do samozagłady.
W życiu każdego z nas przychodzi taki moment, w którym stajemy na rozstaju dróg i patrzymy na kierunkowskazy. Obieramy jeden kurs, myśląc o tym co by było gdybyśmy jednak poszli tą inną ścieżką. Byłoby lepiej? Gorzej? Nikt nie zna odpowiedzi na te pytania. Możemy chodzić i roztrząsać wszystko co robiliśmy źle. Możemy się obwiniać, przepraszać, błagać o wybaczenie. Ale po śmierci i tak zostaniemy rozliczeni z naszych złych jak i zarówno dobrych uczynków.
Spójrzcie na mnie. Jestem nikim. Jestem bytem, bez duszy. Czymś bez przyszłości, z bolesną przeszłością. W odróżnieniu od zwykłego człowieka  nie istnieje. Na mnie nic nie czeka po śmierci. A przynajmniej tak uważałam w tamtym momencie...

***
Odgłos otwieranych drzwi wyrwał mnie z letargu w jakim trwałam przez ostatnie kilka godzin, siedząc w swoim pokoju na szerokim parapecie obitym miękkimi poduszkami, wpatrując się bez celu w okno.
-Może wyrwiesz się stąd w końcu i pojedziemy na jakieś zakupy?- usłyszałam pretensjonalny ton w głosie Katheriny.
Odwróciłam niechętnie głowę w kierunku mojego nieproszonego gościa.
Kat była siostrą Marka i Alex'a. Najmłodszą z ich trójki. Narwana, z ognistym temperamentem, co udowadniała mi nie raz w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy jakie tu spędziła, odwiedzając nas ze swoją małą, słodką córeczką.
Moje życie przez ten czas stało się monotonią. Rano wstawałam aby uczyć się walki wręcz z Alex'em, co przyznam szczerze odnosiło zamierzony efekt. Oczywiście nie obyło się bez tego iż jeszcze kilka razy kończyłam nieprzytomna, budząc się po dwóch dniach, poturbowana i posiniaczona. Lecz mimo wszystko sama zauważyłam, że moje ciało powoli przestaje reagować na bodźce zadawane mi przez mojego, chcąc nie chcąc nauczyciela. Miałam już chyba złamaną każdą kość, a każdy mój nerw przynajmniej raz był uszkodzony.
Po treningach, gdy miałam siłę sama dojść do domu, mój czas mijał na czytaniu, myśleniu o tym co się zdarzyło, rozmowach z Ivanem, jeśli już zadzwonił- czego nie robił zbyt często, lub na bezowocnych próbach polepszenia mi samopoczucia przez Marka. Kończyło się na tym, że zbywałam go machnięciem ręki i szłam do swojego pokoju, zaszywając się w nim na resztę dnia. Katherina także próbowała nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt, ale poddawała się po jakimś czasie gdy odpowiadałam jej jednosylabowymi słowami. Kręciła wtedy zrezygnowana głową i patrzyła na mnie z bólem w oczach, co jeszcze bardziej mnie przybijało.
Alex'a nie było praktycznie całymi dniami w domu, a gdy już owa sytuacja ulegała zmianie, traktował mnie jak intruza,  całą swoją uwagę poświęcając na rozmowach z rodzeństwem, skutecznie mnie z nich wykluczając i bawieniem siostrzenicy.
Natomiast mała Tessa była jedyną osobą w tym domu, która rozjaśniała chwilami mój dzień. Przynosiła mi czekoladowe ciasteczka do pokoju z ciekawością patrząc co robię. Niekiedy miałam jej opowiadać o książce, którą aktualnie czytałam i pokazywać obrazy, które malowałam w chwilach natchnienia. A czasami zdarzało się nawet, iż przychodziła do mojego pokoju i kładła się koło mnie, gdy łkałam bezsilnie na łóżku. Prosiła żebym nie płakała i owijała sie wokół mnie niczym małpka, wielokrotnie zasypiając w ten sposób. Przynosiła ze sobą spokój, którego tak bardzo mi brakowało i otulała mnie nim niczym kokonem. Traktowałam ją bardziej jak siostrę, której nigdy nie miałam i ze zdumieniem odkryłam, że też się tym dla mnie stała. Rodziną. Osobą, o której mimo wszystko zawsze będę pamiętać. Jedyną istotką, którą dopuszczałam do siebie.
Właśnie wtedy pojęłam, że zamiast stać w miejscu mogę zacząć iść do przodu. Że to wszystko co mnie spotkało było karą, ale jeśli już istnieję w jakiś sposób, to wypełnię swoje przeznaczenie, po drodze mając chwile dla siebie. Straciłam swoją miłość, ale nie mogę pozwolić na to, żeby inni ludzie, także stracili siebie nawzajem. Skoro mogłam się na coś światu przydać to zrobię wszystko, aby uczynić go lepszym.
To nagłe olśnienie tak mną wstrząsnęło, iż zeskoczyłam z parapetu, podbiegłam do Kat i chwyciłam ją za ramiona.
-Z przyjemnością się wybiorę z tobą na zakupy.- mój głos brzmiał ochryple po tym jak praktycznie w ogóle go nie używałam. 
-Ohh..-zaskoczona dziewczyna patrzyła na mnie rozszerzonymi oczami.- Co ci pomogło podjąć decyzję?
Wzruszyłam obojętnie ramionami, przywołując na twarz blady, ale pewny uśmiech.

-Stwierdziłam, że czas na krok do przodu.

______________________________________________________________________________________________

No więc kochani.. Wróciłam! Nareszcie mam internet i mogę dalej publikować nowe rozdziały ^^ Ten jest bardzo krótki, ale chciałam, aby był skupiony tylko na przemyśleniach mojej bohaterki. Jednakże mam nadzieję, że się nie zawiedliście ;)
W niedzielę wyjeżdżam na miesięczną praktykę do Międzyzdroi dlatego nie będę dodawać nn przez ten czas. W zamian obiecuję, iż kolejny rozdział pojawi się tuż przed moim wyjazdem nad morze.
Pozdrawiam i ściskam :3

PS. Wszystkie poprzednie notki poprawione. Zachęcam do lektury ^^