23 czerwca 2016

Rozdział X

Czymże jest życie, jeśli nie ustawiczną możliwością popełniania błędów.”

Kolejna fala bólu, tym razem przeszyła moją łydkę. Alex zrobił kolejny zamach, ale zdążyłam zrobić unik i potoczyłam się w bok. W ułamku sekundy stał nade mną.
-Skup się!- polecił po raz tysięczny tego dnia.
Podniósł nogę i przygniótł mi nią lewą rękę. Krzyknęłam przeciągle. Pomiatał mną jak chciał, a ja mu na to pozwalałam.
-Nawet nie starasz się odeprzeć mojego ataku!- wrzasnął i przycisnął moją rękę jeszcze bardziej. Usłyszałam chrupot łamanej kości. Jasna cholera. Miałam tego dosyć! Odbiłam zdrową nogę od ziemi i walnęłam go w kark najmocniej jak potrafiłam. Skrzywił się, dając mi szansę na obalenie go całym ciałem.  Padł na ziemię z wielkim hukiem i teraz to ja siedziałam na nim. Dostałam nowego zastrzyku energii. Przyciskając zdrową ręką jego twarz do ziemi, wbiłam kolano w najwrażliwsze miejsce na szyi. Druga dłoń już zaczynała mi się goić, ale w dalszym ciągu niemiłosiernie bolała. Chłopak pode mną jęknął. Poczułam wzbierającą w nim siłę i po chwili zrzucił mnie z siebie, posyłając na drugi koniec trawnika. Wykonałam przewrót w powietrzu. Gdy znowu poczułam równy teren pod nogami, Alex już biegł w moją stronę. Zapominając o bólu, walnęłam upiora z pół obrotu w mostek prawą nogą. Odleciał w tył i zarył plecami o ziemię. Wyplułam krew zbierającą się w buzi i ruszyłam w jego kierunku. Walka miała być fair, dlatego nie pozwalano używać mi moich mocy. Stanął na nogach i wyprowadził cios lewą ręką. Zablokowałam ją, zapominając o tym, że ma drugą, która jest wolna. Gdy sobie to uświadomiłam, było już za późno, bo w tym samym momencie poczułam silne przyłożenie w brodę. Moja głowa odskoczyła do tyłu. Zamrugałam zdezorientowana, czekając aż wzrok znowu nabierze ostrości.
-Wystarczy na dzisiaj.- Alex puścił mnie i od razu musiał podtrzymać,  ponieważ się zatoczyłam.- W końcu się zmobilizowałaś. Jesteś coraz lepsza ale w dalszym ciągu wkładasz w to za mało siebie.
A już się zaczęłam cieszyć, że chociaż raz mnie pochwali. Podniosłam wzrok na niego, nagle zdeterminowana.
-Jeszcze raz.
Spojrzał na mnie zaskoczony, a w jego oczach błysnęło rozbawienie. Chociaż ktoś się tu dobrze bawił.
-Jak sobie życzysz.- mrugnął do mnie. No nie! On naprawdę to zrobił!
-Alex już dość.- zabrzmiał głos zza pleców przeciwnika. Mark szedł dziarskim krokiem w naszym kierunku. Za nim dreptała Katherine.- Nie uważasz, że już wystarczająco ją pokiereszowałeś?
Szatyn podniósł ręce do góry w geście kapitulacji.
-Ona o to prosiła.- wskazał na mnie palcem.
-Reb?- jego brat posłał mi surowe spojrzenie. Oho! Czułam się jak dziecko w przedszkolu, które zrobiło coś źle i przez to zostanie postawione do kąta.- Najprawdopodobniej masz złamaną rękę oraz kość piszczelową. Nie ma mowy, żebyś dalej walczyła!
-Już prawie nie boli.- grałam na zwłokę- Poza tym wydaje mi się, że ten przede mną zasłużył, aby skopać mu dupę.
Dobiegł mnie chichot Kat, a i sam Alex błysnął zębami w uśmiechu.
-Oo tak- powiedziała dziewczyna w przerwach między salwami śmiechu.- Mu na pewno przydałby się porządny wpierdol.
Dołączyłam do niej słysząc to.
-No siostrzyczko i ty takie rzeczy.. o mnie?
-Ja po prostu wybieram słuszną stronę. Wybacz. Wiesz, że cię kocham, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Niezły tyran z ciebie.- Kat wywróciła oczami i znowu zaczęła się podśmiewać.
To przekomarzanie dwójki rodzeństwa było bardzo zabawne. Mark ciężko westchnął i obrzucił mnie krytycznym spojrzeniem.
-No co?- zapytałam.
-Będziesz miała jeszcze dużo okazji, żeby się na nim odegrać, ale teraz chodź do domu.
No na pewno nie będzie mi mówił co mam robić.
-Bracie, wydaje mi się, że skoro nasza księżniczka chce walki, to powinna ją dostać.-Alex poklepał go po ramieniu, patrząc na mnie znacząco.
-Mógłbyś przestać się wpieprzać, a jeśli już musisz, to chociaż stań po mojej stronie. Widzisz w jakim jest stanie.- warknął Mark.
Nie czułam się źle, wręcz przeciwnie. Noga już przestała mnie boleć, co znaczyło, że kość się zrosła, a gdy nie ruszałam ręką, to też mogłam ją znieść. Co robił Mark? Wyolbrzymiał, tak to się chyba nazywa. Poza tym naprawdę chciałam jeszcze poćwiczyć.
-Ej ja myślę, że jednak Mark ma racje.- przyszła mu z pomocą Kat.- Jutro też jest dzień i nic się nie stanie jak trochę wcześniej skończycie.
-Ale opuściliśmy już dzień treningu- zaprotestował ‘mój nauczyciel’.- Była mowa o skończeniu z walką wręcz, a nie całą dzisiejszą nauką.
To prawda. Wczoraj wpadł Steven i cały dzień przesiedzieliśmy w salonie słuchając o tym co mu się przytrafiło podczas obecności w Kolorado, Luizjanie i innych miejscach, po których podróżował przez ostatni rok. Pokładaliśmy się ze śmiechu, kiedy opowiadał jak jakaś prostytutka próbowała się do niego dobrać gdy napił się z kolegami w barze Bourbon „O” w jednej z dzielnic Nowego Orleanu, a gdy odmówił nazwała go mięczakiem i ukradła mu portfel. Stev okazał się naprawdę pozytywny. Aż dziwne, że przyjaźnił się z Alexem, w którym nawiasem mówiąc po raz pierwszy spostrzegłam jakieś oznaki człowieczeństwa. W pewnym momencie na stole pojawiła się szkocka wprawiając chłopaków w jeszcze lepszy humor. Dowiedziałam się przy tym, że upiory mają bardzo mocną głowę do alkoholu.
-Dobra, macie racje. Chodźmy do domu.- przestałam się spierać i ruszyłam do budynku, nie patrząc czy ktoś idzie za mną.

***
Siedzieliśmy wszyscy przy stole w jadalni, kończąc resztę zamówionej pizzy. Mała Tessa była cała brudna od ketchupu, którym polała swój kawałek. Było coś niesamowicie słodkiego w tym jak z pełną buzią opowiadała o dniu w przedszkolu. Katherine cały czas ją upominała, że nie powinna mówić gdy je, ale ona nie zwracała uwagi na swoją mamę, ponieważ musiała ponarzekać na Nicolasa, chłopca z przedszkola, który chyba ją podrywał- jak stwierdziła, kiedy wziął jej lalkę Barbie i zaczął z nią uciekać. Zaśmiałam się, a Mark mi zawtórował.
Po posiłku przeszliśmy do salonu.
-Mogę ciociu na kolana?- zapytał brzdąc stojący przede mną, patrzący na mnie wielkimi proszącymi oczkami.
Od kilku tygodni Theresa mówi na mnie inaczej i wolę to, niż mówienie do mnie „pani”. Poza tym podoba mi się taki stan rzeczy, gdyż naprawdę mogłabym być jej ciocią.
-Oczywiście, kruszynko.- uśmiechnęłam się do niej.
Alex siedział na drogim końcu kanapy. Przyglądał się nam z nieodgadnionym wyrazem twarzy, gdy dziewczynka próbowała wdrapać się na moje nogi. Po dwóch nieudanych próbach pomogłam jej i poczekałam aż się wygodnie usadowi. Westchnęła, jakby jej ulżyło i zaczęła się bawić moimi włosami. Zaplatała je w coś na kształt warkocza i po chwili zaczynała od nowa, zła na siebie, bo jej nie wychodziło. Oderwałam od niej wzrok i spojrzałam na Marka, chociaż zwracałam się bezpośrednio do wszystkich.
-Ile jeszcze będę musiała trenować?
-To zależy jak szybko przyswoisz sobie zasady walki.- odparł spokojnie Alex.
Odwróciłam głowę w jego kierunku.
-Ty mi tego nie ułatwiasz.- sarknęłam.
-A myślisz, że twój przeciwnik na polu bitwy ci odpuści?- warknął.
-Jasne, że nie. Ale..
-Ale chciałabyś, żebym był łagodniejszy i obchodził się z tobą jak z jajkiem.- wtrącił mi się w zdanie.
-Nawet przez chwile mi to do głowy nie przyszło!- powiedziałam z oburzeniem. Co za typ!
-Skończycie już.- westchnął Mark.- Wszyscy myślimy, że potrwa to jeszcze z trzy miesiące, może mniej, naprawdę ciężko określić. Ale za dwa tygodnie musimy stawić się u Starszyzny, ponieważ musisz przejść test.
-Jaki test?- zatkało mnie.
-Chcą przetestować twoje zdolności magiczne, aby wiedzieć na ile cię stać. Będziesz demonstrować swoją umiejętność władania żywiołami przed całą publiką.
-Publiką?
-Tak. Odbędzie się to na arenie. Obserwującymi będą wszyscy ze Świata Nocy, którzy zechcą popatrzeć, aby się przekonać do czego jest zdolne dziecko, którego przyjście na świat zostało zapisane w Księdze Wieczności.
Wzięłam głęboki oddech, gdy to usłyszałam.
-Chcesz mi powiedzieć, że będę kimś podobnym do Gladiatora?- uniosłam brwi i zaśmiałam się ze swojego skojarzenia. Chociaż w rzeczywistości wcale nie było mi do śmiechu.
Katherine spuściła głowę i odpowiedziała mi cicho za swojego brata.
-Nawet nie masz pojęcia jak bliska prawdy jesteś.
-Co!?- wrzasnęłam. Przypominając sobie, że mam dziecko na kolanach, wzięłam uspokajający oddech.- Masz na myśli to, że będę musiała walczyć z innymi i tylko jak pokonam wszystkich to przeżyje!? Jasna cholera!
-Nie panikuj.- powiedział Alex.- Nikt tam nie zginie. Po prostu będą cię atakować, a ty będziesz się bronić.
Odetchnęłam, mimo że nie czułam się przez te słowa spokojniejsza. Co to ma być? Czułam się jak w jakimś filmie lub książkach, których tyle przeczytałam w swoim życiu.
-Gdy mówiłeś mi, że mam z tobą pojechać, aby się czegoś dowiedzieć o sobie, słowem nie wspomniałeś, że będę musiała stoczyć z kimś jakąś popieprzoną walkę!- rzuciłam oskarżająco do Marka.- W co ty ze mną pogrywasz?
-Nie wiedzieliśmy, że tak to będzie wyglądać.- odparł spokojnie.- Dowiedzieliśmy się w dzień po twoim przyjeździe. Był tu jeden ze straży Starszych i poinformował nas o zaistniałej sytuacji.
Dziwne, że go nie zauważyłam pomyślałam ponuro.

***

Wyszłam na zalane słońcem podwórze. Ściągnęłam przez głowę bluzkę i zostałam w samym bikini. Podeszłam do basenu i sprawdziłam temperaturę wody. Po chwili wzięłam rozpęd i skoczyłam zanurzając całe swoje ciało. Chłodny dotyk niebieskiej, przejrzystej cieczy okazał się bardzo orzeźwiający. Przepłynęłam sześć długości basenu stylem klasycznym i zatrzymałam się, aby zaczerpnąć powietrza. Mimochodem spojrzałam na budynek, który obecnie był moim domem. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam go tak  nazywać. I byłam świadoma, iż nawet gdy wrócę do Allas, nie zapomnę o tym miejscu.
Nagle moją uwagę przyciągnęło coś innego. Firanka jednego z okien na piętrze, poruszyła się i wróciła na swoje miejsce. Nikogo nie zdążyłam zobaczyć, ale przez tą chwilę poczułam się obserwowana. Albo to paranoja, albo to po prostu wiatr, tylko że okno było zamknięte. Dreszcz przeszedł przez moje ciało. Szybko się ogarnęłam i wyszłam z basenu, po czym od razu skierowałam się do domu, odczuwając dziwny niepokój.