25 maja 2015

Rozdział VII

"Całe zło lokując w czasie przeszłym, 
Ty stoisz tu i krzyczysz głośniej od reszty"



Jęknęłam z bólu i przewróciłam się na bok. Nogi miałam jak z waty, nie czułam pleców, a głowa bolała mnie jakby spadło mi na nią tysiące dużych, ciężkich kamieni. Uczenie się walki wręcz z Alexem było najgorszą rzeczą z możliwych. Nie znał litości, a moje okrzyki protestu motywowały go do tego, aby być bardziej brutalnym. Moje ciało regenerowało się znacznie szybciej niż ludzkie lecz doznałam zbyt wielu urazów i ten proces zwolnił, Dlatego też właśnie teraz leżałam twarzą w trawie i nie miałam siły się podnieść. "Pokaże ci kilka chwytów"- te słowa usłyszałam od niego wczoraj, ale chyba zapomniał wspomnieć, że zamierza mnie nimi wykończyć.
-Długo jeszcze masz zamiar tak leżeć?- usłyszałam z góry.
-Tak.
-Wstawaj Rebeco, nie mamy czasu na fochy.- warknął.
-A czy ja się focham!? Po prostu nie mogę wstać!- Podniosłam lekko głowę i jęknęłam przeciągle.
Przed moją twarzą zobaczyłam parę czarnych adidasów.
Alex ukucnął przede mną i podniósł mi lekko podbródek. Ledwie go widziałam przez zapuchnięte oko. Cicho westchnął przy mojej twarzy.
-Nie wygląda to za dobrze.- mruknął- Chodź pomogę ci wstać.
Wyciągnął rękę w moją stronę. Chwyciłam ją niepewnie, a on pociągnął mnie do góry i postawił na nogi. Spojrzałam na niego i mimo bólu jaki za tym szedł, rozciągnęłam usta w głupim uśmiechu.
-O-o Alex wirujesz.- zabrzmiałam jak na haju.
-Co?- podniósł brwi. Po chwili jego oczy się rozszerzyły.- Chyba nie zemd..
Ostatnie co zobaczyłam to jak lecę na chłopaka.


Usłyszałam huk i szybko podniosłam się do pozycji siedzącej, co było złym pomysłem, bo nagle poczułam silny napad mdłości i ruszyłam biegiem do mojej łazienki. Opadłam na ziemię przy kiblu i w ostatniej chwili podniosłam deskę.
Gdy nie miałam już czym wymiotować, przyłożyłam policzek do zimnych płytek pode mną. Westchnęłam z ulgą gdy chłód przeniknął moją skórę.
W tym samym momencie drzwi do łazienki otworzyły się z hukiem i do środka wszedł Mark.
-Jasna cholera..- Nerwowo przeczesał włosy i podszedł do mnie szybkim krokiem.- Rebeco nic ci nie jest?
Podniósł mnie z ziemi, co spotkało się z jękiem protestu. Wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka.
-Odpocznij jeszcze, bo źle wyglądasz.
-No co ty naprawdę?- nie mogłam się powstrzymać, aby nie sarknąć. Słabo, ale jednak.
-Skąd ty bierzesz siłę na te odzywki?- uśmiechnął się łobuzersko.
Zamknęłam oczy, bo znowu poczułam zawroty.
-Ech prześpij się jeszcze.- Przykrył mnie kocem leżącym na krześle i podniósł się,
-Która godzina?- zapytałam ochryple.
-Siódma rano. Słodkich snów.- powiedział i ruszył do drzwi.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo odpłynęłam.


Otworzyłam oczy zaspana. Rozejrzałam się leniwie po pokoju, czując się lepiej. Spojrzałam na zegarek. 18:47. Wspaniale. Przespałam cały dzień.
Podniosłam się ciężko z łóżka. Opuściłam bose nogi na podłogę i będąc pewna, że nie padnę jak kłoda, wstałam. Ubrałam za szeroki t-shirt, spodenki i związałam włosy w niechlujną kitkę, po czym zeszłam na dół do salonu. 
Przywitał mnie dziecięcy pisk. Zaskoczona skierowałam wzrok w miejsce, z którego dobiegał. W przejściu między kuchnią, a salonem stała mała urocza dziewczynka, w białej sukience, w czerwone groszki. Miała brązowe włosy, spadające falami poniżej ramion i duże niebieskie oczy, które uważnie mnie lustrowały.
Zanim zdążyłam choćby mrugnąć, przy niej pojawiły się aż trzy osoby. Jedną z nich był Mark, drugą Alex, a obok nich stała wysoka, szczupła szatynka. Była może trochę starsza ode mnie, ubrana w przewiewną sukienkę w kolorze kości słoniowej, do której założyła czarne, wysokie szpilki. Miała te same oczy co dziewczynka, z czego wywnioskowałam, że muszą być jakoś bliżej spokrewnione. Jej spojrzenie błądziło chwilę po mojej twarzy, po czym uśmiechnęła się szeroko ukazując równe, białe zęby. Od razu poczułam do niej sympatię.
-Ty musisz być Rebeca.- podeszła do mnie i uścisnęła mnie mocno. Zaskoczona, dopiero po chwili odwzajemniłam gest.
-Um.. Tak to ja.- odpowiedziałam, gdy już się odsunęła.- A ty jesteś?
-Katherine.- Uśmiechnęła się ciepło.- Ale mów mi Kat.
Oh. To była siostra Marka i Alexa. Zapomniałam, że miała przyjechać.
Dziewczynka, która dotychczas się nie poruszyła, teraz stanęła za szatynką i wyjrzała nieśmiało zza jej sukienki. Katherina wzięła ją za rękę i i nachyliła się, aby ucałować ją w czubek głowy.
-A to moja córka Tessa.- powiedziała pogodnie, prostując się.
Pomachałam niepewnie do małej i jak widać ten gest wystarczył, bo dziewczynka się rozpromieniła i podeszła bliżej mnie. Stojąc tak, przechyliła główkę, świdrując mnie wzrokiem.
-Hej- odezwała się do mnie melodyjnym głosem.
-Hej kruszyno.- odpowiedziałam posyłając jej blady uśmiech.
-Cemu mieskas z moimi wujkami?- zapytała.
Zrobiło mi się głupio i nie wiedziałam co powiedzieć, więc palnęłam pierwsze co mi ślina przyniosła.
-Zaprosili mnie tutaj.
-A dlacego?
-Żeby mogli mi odpowiedzieć, na niektóre moje pytania.
-Po co?
-Bo potrzebuje tych odpowiedzi.
-Kim jestes?- Tess kontynuowała przesłuchanie.
-Nie wiem.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Jak to nie wies? Kazdy wie.- zmarszczyła zabawnie nosek.
-Cóż, w moim przypadku jest inaczej.- uśmiechnęłam się.
-A cemu?- stała tak przede mną, z bardzo zainteresowaną miną. Bądźmy szczerzy- bardzo mnie to peszyło. Na szczęście z pomocą przyszła mi Kat.
-Kochanie nie wolno pytać o takie rzeczy drugiej osoby, ponieważ to niegrzeczne.- posłała mi przepraszające spojrzenie,
-Ale mamusiu, cemu ta pani tak diwnie wygląda?- szepnęła mamie na ucho, choć mówiła na tyle głośno, że nie dało się nie usłyszeć.
-Thereso!- zbeształa ją szatynka.
-Ne lubie jak tak do mnie mówis!- dziewczynka tupnęła nogą i zrobiła naburmuszoną minę, przez co wyglądała jeszcze bardziej uroczo.
Uświadamiając sobie co powiedziała Katherina, spojrzałam pytająco na Marka, który szybko pośpieszył z wyjaśnieniami,
-Tessa to zdrobnienie od Theresa. Mała nie przepada za swoim pełnym imieniem.
-Nie da się nie zauważyć.- potaknęłam głową i zachichotałam mimo woli.
Podniosłam wzrok i napotkałam spojrzenie Alex'a. Wyglądał dzisiaj inaczej. Miał na sobie biały podkoszulek i ciemne jeansy. Jego włosy były jednym wielkim nieładem, przez co wyglądał młodziej i łagodniej. Obserwował wszystko z boku, a na jego twarzy gościło rozbawienie. Lustrował mnie bezwstydnie wzrokiem, a ja nagle poczułam się całkowicie odsłonięta. Chętnie bym go sprała, tak jak on zrobił to ze mną.
-Kiedy przyjechałaś?- postanowiłam skoncentrować się na powrót na dziewczynie przede mną.
-Wczoraj wieczorem. Chwile po tym, jak Alex zaniósł cię bezwładną do łóżka.- powiedziała ze współczuciem. Alex? Pomknęłam w kierunku gdzie stał, ale go już nie było.- Mam nadzieję, że już z tobą lepiej
Zmarszczyłam brwi.
-Jak się czujesz?- wtrącił Mark siląc się na beztroski ton.
-Dobrze- odparłam- Tylko trochę głowa mnie boli.
-Przynajmniej rany się zagoiły. Chodź ze mną, dam ci jakąś tabletkę przeciwbólową.- wskazał ruchem głowy kuchnię.
Uśmiechnęłam się do Katherine i Tessy i poszłam za nim.
Na widok roztrzaskanego talerza i dwóch kubków uniosłam pytająco brew.
-No to już wiem skąd te hałasy.- mruknęłam pod nosem.
-Ah to...Tak się kończy gotowanie z małą.- zaśmiał się, wzruszając ramionami.
Chłopak dał mi jakąś tabletkę, którą popiłam zimną wodą i z westchnieniem opadłam na jedno z krzeseł stojących przy stole. Po chwili Mark dołączył do mnie. Żadne z nas się nie odezwało.
Zaczęłam przypominać sobie moją lekcję walki i ogarnął mnie wstyd. Jęknęłam w duchu, przypominając sobie jakie ciosy zadawał mi Alex i prawdę powiedziawszy cholernie bałam się naszej kolejnej konfrontacji. Przetarłam twarz nagle zmęczona myśleniem o tym.
-Hej- Mark dał mi kuksańca w bok.- Nie było, aż tak źle.
Przejrzał o czym myślę.
-Jak to nie było? Nawaliłam.- zagryzłam wargę, spuszczając wzrok.
-Nie możesz tak mówić. Przecież to był dopiero pierwszy raz. Nie oceniaj się tak ostro. To raczej Alex przesadził i myślę, że on zdaje sobie z tego sprawę, ale nie przyzna się do tego, bo mu duma nie pozwala.
Prychnęłam.
-Nie miał dla mnie litości. Czułam się jak worek treningowy.
-To nie tak Reb.- powiedział łagodnie.- On nie jest jakimś tam damskim bokserem czy też dupkiem bez serca. Po prostu dostał jasne rozkazy, aby cię wyszkolić i angażuje się w to trochę za mocno.
-No przecież to na jedno wychodzi.- podniosłam brew.
Mark westchnął zrezygnowany.
-Gdybym mógł to ja bym cię szkolił. Chociaż nie miałabyś o wiele lepiej, ponieważ odkryliśmy, że im więcej bólu fizycznego doświadczasz tym twój organizm staję się odporniejszy, przez co jesteś mniej podatna na zranienia.- wyjaśnił.
-A dlaczego ty nie możesz mnie szkolić?- zapytałam,
-Dlatego, że to Alex z naszej dwójki jest Wojownikiem. I to jednym z najlepszych. Mało która osoba z nim zadziera, raczej wszyscy odwracają wzrok, gdy idzie ulicą. On potrafi cie wyszkolić lepiej niż ktokolwiek, a właśnie o to chodzi.
-Wojownikiem?
-Tak. Rodziny najwyżej postawione w Świecie Nocy, mają jednego członka, który przystępuje do Wojsk Śmierci i uczy się walki przetrwania.- chciałam się odezwać, ale Mark podniósł ostrzegawczo palec, po czym kontynuował.- Wojska Śmierci to armia złożona z najsilniejszych i najzwinniejszych Dzieci Nocy. Przeważają w nim upiory, ale także nie brak wampirów, wilkołaków czy minotaurów. Są wyszkoleni, aby zabijać bez wahania. A ich zadaniem jest ochrona naszego świata.
Przeszedł mnie dreszcz. Więc Alex jest jednym z nich? Boże, to wszystko wyjaśnia. To jego odpychające zachowanie i poważna postawa. Jednak z drugiej strony, praktycznie w ogóle go nie znam, dlatego nie powinnam oceniać go tak szybko.
-W takim razie kim ty jesteś?- zapytałam zaciekawiona.
-Jestem jego Hermano.- uśmiechnął się tajemniczo.
-Kim?- powtórzyłam głupio.
-Jestem jego bratem Rebeco. Hermano to po hiszpańsku brat.
-Oh.- westchnęłam. Nagle krzyknęłam oburzona- Możesz mówić do mnie w moim języku!
Mark wybuchnął śmiechem widząc moją rozzłoszczoną minę, za co zarobił porządny cios w ramię. Skrzywił się, ale nie przestał się śmiać.
-Bo inaczej co?
-Bo inaczej będzie z tobą nieciekawie!- warknęłam.
-Oczywiście ja ci wierze.- zaśmiał się, po czym zrobił komiczną minę.
Chciałam poudawać jeszcze trochę wściekłą na niego, ale widząc co odwala, dołączyłam do niego i chichraliśmy się razem. Chłopak nie przestawał wykrzywiać do mnie dziwnie twarzy i rzucał przy okazji jakimiś sucharami.
Po kilku minutach zaczęłam się uspokajać, ocierając łzy z kącików oczu. Brzuch miałam obolały i zaschło mi w ustach, więc poprosiłam Marka o szklankę soku. Odpowiedział mi środkowym palcem i słowami, że mam sama ruszyć po niego dupę. Znowu zaczynając chichotać podeszłam do szafki, żeby wyjąć szklankę, a później do lodówki po sok.
-Jak to jest, że Alex jest tym kim jest, a ty jesteś po prostu jego bratem?- zapytałam, mimo że to zabrzmiało głupio. Podeszłam do niego ze szklanką w ręce.
-On został wybrany. Nie mamy na to wpływu, ale podoba mi się taki porządek rzeczy. Jemu chyba też. Ja nie wyobrażam sobie zabijać ludzi z zimną krwią, patrząc im w oczy. I wyprzedzając twoje pytanie, nie powiedziałem, że Alex'owi się to podoba. Powiedzmy, że.. Jest już do tego przyzwyczajony.- nie wiedział jak ubrać zdanie w odpowiednie słowa.  
Wzdrygnęłam się i odepchnęłam od siebie pojawiające się w mojej głowie obrazy.
-A wracając do twoich treningów, wierzę, że z każdym dniem będzie coraz lepiej.- uśmiechnął się uspokajająco.
-Ta.- prychnęłam- Jest jedna rzecz, która wychodzi mi w sumie najlepiej.
-Jaka?- zapytał zaciekawiony.
-Komplikowanie sobie życia.- mruknęłam.
-Nie mó..
Przerwał mu huk otwieranych drzwi.
-Wuuuujkuuuu!- Tessa wpadła do kuchni z krzykiem. Skrzywiliśmy się oboje.- Idziemy na spacer, pójdzies z nami?- jej wielkie oczy patrzyły na Marka błagająco.
-Jasne- uśmiechnął się do niej- Chodźmy do mamy, bo trzeba cię ubrać.
Podszedł do niej i razem zaczęli wychodzić z kuchni. Przy drzwiach Mark odwrócił się do małej i szepnął jej coś na ucho, na co zachichotała.
Zanim zauważyłam, już dreptała w moim kierunku uśmiechając się szeroko.
-A ty tes idzies?
-A mogę iść z wami?
-Tak.- powiedziała z energią. Wzięła mnie za rękę i pociągnęła w kierunku blondyna. Nie wiedziałam, że dziecko może mieć aż taką siłę.
-Zdodziła się!- pisnęła Tessa.
Posłałam Markowi wdzięczne spojrzenie, ponieważ nie jestem pewna czy wytrzymałabym w tym domu sama.