31 marca 2016

Rozdział VIII

"W życiu nie ma prób, 
od razu zaczyna się przedstawienie."

Grzmot. Nieustający wiatr. Targający liśćmi i piaskiem po ulicy. Bez ich udziału. Nie miały chęci, silnej woli. Nie chciały opierać się drzewom, które niosły w ich kierunku swoje krzyki. Smagane przez życie. Bez jakiejkolwiek wartości. Bez prawa wyboru.
Podobnie jest z ludźmi. Zastanawialiście się kiedyś? Człowiek się rodzi, aby przeżyć swoje życie jak najlepiej. Ale tak naprawdę od dnia kiedy zaczerpnęliśmy pierwszy oddech jest ono przesądzone. Rodzice mówią nam, że jest ono takie jakie sami sobie zaplanujemy. Chcą żebyśmy w to wierzyli, zapominając, że na górze jest ktoś, kto ułożył nam je już krok po kroku. Powtarzano mi, iż życie jest formą bezosobową. Jest krótkie. Przemija.
Jak jest z ludźmi? Dostaliśmy dar. Dar poznawania świata. Szansa jest jedna. I co z tym robimy? Ciągłe wojny, spory o wszystko, kłótnie z najbliższymi. Poniżanie. Mordowanie. Gwałty. Głód. I do czego to zmierza? Co będzie wtedy, gdy nasz Ojciec będzie miał już tego dość? Wszystko ulegnie zniszczeniu. Dążymy do samozagłady.
W życiu każdego z nas przychodzi taki moment, w którym stajemy na rozstaju dróg i patrzymy na kierunkowskazy. Obieramy jeden kurs, myśląc o tym co by było gdybyśmy jednak poszli tą inną ścieżką. Byłoby lepiej? Gorzej? Nikt nie zna odpowiedzi na te pytania. Możemy chodzić i roztrząsać wszystko co robiliśmy źle. Możemy się obwiniać, przepraszać, błagać o wybaczenie. Ale po śmierci i tak zostaniemy rozliczeni z naszych złych jak i zarówno dobrych uczynków.
Spójrzcie na mnie. Jestem nikim. Jestem bytem, bez duszy. Czymś bez przyszłości, z bolesną przeszłością. W odróżnieniu od zwykłego człowieka  nie istnieje. Na mnie nic nie czeka po śmierci. A przynajmniej tak uważałam w tamtym momencie...

***
Odgłos otwieranych drzwi wyrwał mnie z letargu w jakim trwałam przez ostatnie kilka godzin, siedząc w swoim pokoju na szerokim parapecie obitym miękkimi poduszkami, wpatrując się bez celu w okno.
-Może wyrwiesz się stąd w końcu i pojedziemy na jakieś zakupy?- usłyszałam pretensjonalny ton w głosie Katheriny.
Odwróciłam niechętnie głowę w kierunku mojego nieproszonego gościa.
Kat była siostrą Marka i Alex'a. Najmłodszą z ich trójki. Narwana, z ognistym temperamentem, co udowadniała mi nie raz w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy jakie tu spędziła, odwiedzając nas ze swoją małą, słodką córeczką.
Moje życie przez ten czas stało się monotonią. Rano wstawałam aby uczyć się walki wręcz z Alex'em, co przyznam szczerze odnosiło zamierzony efekt. Oczywiście nie obyło się bez tego iż jeszcze kilka razy kończyłam nieprzytomna, budząc się po dwóch dniach, poturbowana i posiniaczona. Lecz mimo wszystko sama zauważyłam, że moje ciało powoli przestaje reagować na bodźce zadawane mi przez mojego, chcąc nie chcąc nauczyciela. Miałam już chyba złamaną każdą kość, a każdy mój nerw przynajmniej raz był uszkodzony.
Po treningach, gdy miałam siłę sama dojść do domu, mój czas mijał na czytaniu, myśleniu o tym co się zdarzyło, rozmowach z Ivanem, jeśli już zadzwonił- czego nie robił zbyt często, lub na bezowocnych próbach polepszenia mi samopoczucia przez Marka. Kończyło się na tym, że zbywałam go machnięciem ręki i szłam do swojego pokoju, zaszywając się w nim na resztę dnia. Katherina także próbowała nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt, ale poddawała się po jakimś czasie gdy odpowiadałam jej jednosylabowymi słowami. Kręciła wtedy zrezygnowana głową i patrzyła na mnie z bólem w oczach, co jeszcze bardziej mnie przybijało.
Alex'a nie było praktycznie całymi dniami w domu, a gdy już owa sytuacja ulegała zmianie, traktował mnie jak intruza,  całą swoją uwagę poświęcając na rozmowach z rodzeństwem, skutecznie mnie z nich wykluczając i bawieniem siostrzenicy.
Natomiast mała Tessa była jedyną osobą w tym domu, która rozjaśniała chwilami mój dzień. Przynosiła mi czekoladowe ciasteczka do pokoju z ciekawością patrząc co robię. Niekiedy miałam jej opowiadać o książce, którą aktualnie czytałam i pokazywać obrazy, które malowałam w chwilach natchnienia. A czasami zdarzało się nawet, iż przychodziła do mojego pokoju i kładła się koło mnie, gdy łkałam bezsilnie na łóżku. Prosiła żebym nie płakała i owijała sie wokół mnie niczym małpka, wielokrotnie zasypiając w ten sposób. Przynosiła ze sobą spokój, którego tak bardzo mi brakowało i otulała mnie nim niczym kokonem. Traktowałam ją bardziej jak siostrę, której nigdy nie miałam i ze zdumieniem odkryłam, że też się tym dla mnie stała. Rodziną. Osobą, o której mimo wszystko zawsze będę pamiętać. Jedyną istotką, którą dopuszczałam do siebie.
Właśnie wtedy pojęłam, że zamiast stać w miejscu mogę zacząć iść do przodu. Że to wszystko co mnie spotkało było karą, ale jeśli już istnieję w jakiś sposób, to wypełnię swoje przeznaczenie, po drodze mając chwile dla siebie. Straciłam swoją miłość, ale nie mogę pozwolić na to, żeby inni ludzie, także stracili siebie nawzajem. Skoro mogłam się na coś światu przydać to zrobię wszystko, aby uczynić go lepszym.
To nagłe olśnienie tak mną wstrząsnęło, iż zeskoczyłam z parapetu, podbiegłam do Kat i chwyciłam ją za ramiona.
-Z przyjemnością się wybiorę z tobą na zakupy.- mój głos brzmiał ochryple po tym jak praktycznie w ogóle go nie używałam. 
-Ohh..-zaskoczona dziewczyna patrzyła na mnie rozszerzonymi oczami.- Co ci pomogło podjąć decyzję?
Wzruszyłam obojętnie ramionami, przywołując na twarz blady, ale pewny uśmiech.

-Stwierdziłam, że czas na krok do przodu.

______________________________________________________________________________________________

No więc kochani.. Wróciłam! Nareszcie mam internet i mogę dalej publikować nowe rozdziały ^^ Ten jest bardzo krótki, ale chciałam, aby był skupiony tylko na przemyśleniach mojej bohaterki. Jednakże mam nadzieję, że się nie zawiedliście ;)
W niedzielę wyjeżdżam na miesięczną praktykę do Międzyzdroi dlatego nie będę dodawać nn przez ten czas. W zamian obiecuję, iż kolejny rozdział pojawi się tuż przed moim wyjazdem nad morze.
Pozdrawiam i ściskam :3

PS. Wszystkie poprzednie notki poprawione. Zachęcam do lektury ^^