31 stycznia 2018

Rozdział XI

„Lepiej spłonąć niż się wypalić.”

Dryń, dryń.
Dryń, dryń.
Dryń, dryń
Pieprzony telefon.
Podniosłam się z jękiem do pozycji siedzącej i z zamkniętymi oczami wymacałam telefon leżący na szafce. Nie patrząc na wyświetlacz, odebrałam.
-Halo? – warknęłam do osoby, która miała czelność obudzić mnie o tak wczesnej porze.
-Cześć Reb!- usłyszałam śmiech Ivana po drugiej stronie telefonu i od razu pożałowałam swojej złości.- Spałaś?
Głupie pytanie.
-Nie no co ty, już dawno jestem na nogach.- odpowiedziałam z sarkazmem. Zaczęłam masować sobie głowę i w tym samym czasie ziewnęłam potężnie.- Co jest?
-Chciałem pogadać, bo dawno nie było ku temu okazji.
Fakt. Nie miałam z nim kontaktu od dłuższego czasu. Odsunęliśmy się od siebie, mimo tego iż byliśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Podczas jednej z rozmów z Katherine stwierdziłyśmy, że powodem tego może być moja potrzeba zapomnienia o wszystkim co związane z Allas i odcięcie się od bólu z przeszłości. Lecz nie obeszło mnie to i było mi przykro, że tak się sprawy mają.
-Więc jak tam u ciebie?- przerwał moje rozmyślania Iv.
-Powoli, ale nareszcie do przodu..- i pozwoliłam się sobie rozgadać o tym co robiłam przez ostatnie kilka tygodni, nie pomijając ani jednego szczegółu. Poczułam pewnego rodzaju satysfakcję, gdy opowiadałam chłopakowi o tym jak prawie pokonałam Alexa podczas naszych wspólnych lekcji. Z pewnym ociąganiem wyznałam także co mnie czeka w najbliższym czasie- na arenie, przed Starszyzną, wśród wszystkich dziwnych istot należących do świata nocy.  Gdy skończyłam, zapadła cisza i słyszałam tylko ciężki oddech Ivana. Przerwałam to pytając się co u niego.
-Była u mnie wczoraj policja.
Zachłysnęłam się powietrzem.
-Co takiego?
-Odwiedziła mnie wczoraj policja.- powtórzył- Zaprzestają poszukiwań Elizabeth i jej rodziców. Stwierdzili, że zrobili co mogli i jak to określili „teraz trzeba mieć tylko nadzieję”. Każdy jeden posterunek w kraju ma ich zdjęcia, są w stałym kontakcie aby w razie czego wszcząć poszukiwania.
-Ale jak oby dwoje wiemy, to wszystko i tak na nic. – powiedziałam cicho.
Usłyszałam westchnienie po drugiej stronie telefonu.
-Zrobiłaś co musiałaś. Elizabeth by tego chciała.
-Wiem- szepczę. Moja przyjaciółka odkąd poznała moją tajemnicę, często powtarzała, wypowiadając się o innych, że wybierając między byciem potworem, a śmiercią, zawsze wybrałaby tę drugą opcję. Nienawidziła krzywdzić i zadawać cierpienie ludziom. Wręcz przeciwnie. Cały czas starała się poprawiać humor wszystkim i dbać o to, aby czuli się dobrze we własnej skórze. Dlatego też, gdy stała się jednym z potworów, moje serce wzbraniało się przed dopuszczeniem do siebie ówczesnej prawdy o niej.
Rozmawiałam z Ivanem jeszcze przez kilka minut, po czym pożegnaliśmy się, obiecując sobie dzwonić częściej.
Wstałam z łóżka i ociężale podeszłam do swojej garderoby. Zapowiadał się ładny dzień, więc postawiłam na krótkie spodenki i białą bluzkę z odkrytym ramieniem. Zostały mi trzy dni. Trzy dni do testu, który ma się odbyć na oczach Starszyzny. I szczerze powiedziawszy, mimo bardzo dużej ilości godzin, jakie spędziłam z Alexem na doskonaleniu techniki walki, nie czuję się przygotowana na to co mnie czeka, w najmniejszym stopniu. A to lista rzeczy, które udało mi się ustalić przez ostatnie dni, dotyczących owego testu; ma on za zadanie pokazać nie tylko moją skuteczność poprzez siłę fizyczna, ale także psychiczną, czyli innymi słowy magię, która we mnie drzemie; będę pod obserwacją około pięciu tysięcy istot ze Świata Nocy; na pokonanie przeciwników dostanę określony czas oraz; odbędzie się to nocą.
Tak czy owak, przeraża mnie wizja skupienia tylu osób, o których nie mam bladego pojęcia, w jednym miejscu. Nie należę do tego świata mimo swojego pochodzenia i najchętniej zostałabym w domu pod kołdrą. Zachowuję się jak tchórz, mam tę świadomość, ale po prostu chęć schowania się przed czekającymi wydarzeniami, staje się silniejsza.
Moje ponure rozmyślania przerwał dziwny odgłos dochodzący z głębi domu. Odwróciłam głowę w stronę drzwi i nasłuchując odeszłam od lustra, w którym jeszcze przed chwilą się malowałam. Wyszłam po cichu na korytarz. Rozejrzałam się dookoła, ale niczego nie dostrzegłam. Stwierdzając, że się przesłyszałam, chciałam wrócić do pokoju. Już miałam odejść, gdy moją uwagę przykuły uchylone drzwi, znajdujące się trzy metry ode mnie. Ruszyłam w ich kierunku na palcach, zdając sobie sprawę, że pomieszczenie, do którego idę to pokój Theresy. Wzięłam głęboki wdech i lekko pchnęłam, wykonane z jasnego, delikatnego drewna drzwi. Moim oczom ukazał się niewielki, różowo-biały pokój dziewczynki. Po lewej stronie znajdowała się naścienna półka, pełna małych i dużych, kolorowych pluszaków, obok śmieszna lampa stojąca; z karniszem w kształcie mocno rozkloszowanej sukienki z owiniętą kokardką na środku. Na przeciwko mnie stało jedno pojedyncze łóżko, obite w białe poduszki i tego samego koloru pościel, z brązowym baldachimem i wielką ramką zapełnioną zdjęciami. Z ciekawości podeszłam bliżej i przyjrzałam się fotografiom. Na jednej z nich Theresa z Katherine stały mocno objęte pośród wielokolorowych kwiatów, uśmiechając się szeroko do fotografa. Na kolejnej Alex w przebraniu wikinga, gonił po podwórku roześmianą Theresę. Na widok chłopaka w takim stroju, wyrwało mi się ciche parsknięcie. Pozostałe zdjęcia przedstawiały wszystkich członków ich małej rodziny, w różnych, śmiesznych sytuacjach. Z całego kolażu biła radość, jaką rzadko spotykałam w tym domu.
Ktoś lekko odchrząknął za moimi plecami. Gwałtownie się odwróciłam.
-O Boże, przepraszam, ja nie chciałam tak tutaj…- zaczęłam spanikowana i czerwona na twarzy, że mnie przyłapano, ale nie dane mi było dokończyć ponieważ słowa ugrzęzły mi w gardle, a usta nagle zrobiły się suche. Wpatrywałam się w miejsce przede mną z szeroko otwartą buzią. Stał tam chłopak, mniej więcej w moim wieku, z kasztanowymi włosami, błyskotliwym uśmiechem i szarymi oczami. Był on ubrany w białą koszulę z bufiastymi rękawami, skórzane spodnie, na których znajdował się ozdobny pasek oraz buty z zakrzywionymi noskami. Z lewej strony, przypięty do paska, wisiał miecz schowany w pokrowcu. Na jego ramieniu spoczywała spięta, czarna peleryna. Wyglądał jak żywcem wyjęty ze średniowiecza. Jego skóra miała dziwny, alabastrowy odcień. Wydawała się bardzo cienka i miejscami po prostu przezroczysta. Przyglądając się dokładniej, zrozumiałam, że jednak nic mi się nie wydaje. Przez ciało nieznajomego mogłam dostrzec korytarz, który w każdym innym przypadku powinien mieć za plecami. Potrząsnęłam głową nie wierząc w to co widzę.
A potem się odezwał.
-Witam- skłonił się szarmancko.
I zaczęłam się drzeć.

********

Po 3 minutach czułam, że gardło mam zdarte do krwi, ale nie mogłam przestać krzyczeć. Jak na złość, prawdopodobnie nie było nikogo w domu, ponieważ nikt nie przyszedł sprawdzić co się dzieje.
-Spokojnie, nic ci nie zrobię.- duch uniósł ręce do góry w obronnym geście. Kiedy to nie odniosło zamierzonego skutku, westchnął.- La cerise dlaczego tak wysoko podnosisz głos? Możesz już przestać. Damie nie wypada.
-O Boże! O Boże! O Boże!- myślałam, że oczy wyjdą mi na wierzch, gdy tak stałam i patrzyłam na ducho- chłopaka przede mną.- Ześwirowałam! Totalnie mi odbiło!
W przypływie nagłej odwagi, wyciągnęłam rękę i chwyciłam powietrze w miejscu gdzie stał. Oczywiście jak możecie przypuszczać- oprócz przedziwnych drobinek elektryczności nie z tego świata, niczego więcej nie poczułam. Momentalnie zaczęłam się zastanawiać jak to jest przestać istnieć. Świadomość braku możliwości odczuwania dotyku, ciepła promieni słonecznych, lekkich podmuchów wiatru, zapachu lasu podczas przebieżki.. Sprawiałoby mi niewyobrażalny ból. Będąc pod postacią eteryczną, bez szans smakowania świata zewnętrznego.. Naprawdę chyba wolałabym stać się Nicością.
Spojrzałam na twarz przybysza i pokręciłam niedowierzająco głową.
-Kim ty do cholery jesteś?
Duch, prawdopodobnie pod wpływem mojego sposobu wypowiadania się, skrzywił się i cmoknął z dezaprobatą.
- A kimże jesteśmy w obliczu Świata i Tego, który zapoczątkował nasze istnienie? Tyle nieznanych twarzy, każda z tysiącami oblicz, krocząca swoją drogą tylko po to, aby i tak na końcu zostać zgładzoną w imię większego dobra. Jedno nieczyste ciało mniej na ziemi- świat podążający ku lepszym czasom.
-Dobra Einstein- zdałam sobie sprawę, iż otworzyłam szeroko buzię słysząc taką odpowiedź.- Wiem, że każdy z nas ma swoje 50 twarzy Grey’a, ale zadałam ci proste pytanie i niech mnie cholera weźmie, oczekuje na nie odpowiedzi.
-Toż to oburzające jak Madame się wyraża! Przydałaby się długa lekcja kształtowania kultury osobistej!- prychnął wzburzony i dałabym sobie rękę obciąć, że gdyby był bardziej ‘żywy’, jego twarz można by przyrównać do buraka. - Intrygujące musi być dla Pani odkrywanie twarzy tegoż segineur Grey’a, wszak mnie to nie interesuje. Przez ponad pięć wieków, miałem dość czasu aby dokonać oględzin różnych typów osobowości oraz tego jak potrafiły się one zmienić. Z całym szacunkiem, ale poznawanie kolejnych ciemniejszych stron człowieka nie zniosę.
Wybuchnęłam gromkim śmiechem, nie mogąc się powstrzymać po tym co właśnie usłyszałam.
-Czyżbym coś przegapił mon Cher?- mrugnął zaskoczony.
-Są rzeczy, których nawet mając tyle lat, nigdy nie pojmiesz Panie.- przeciągnęłam ostatnią sylabę, żeby się z nim podroczyć i dygnęłam uroczyście udając, że mam na sobie suknię. To dziwne, że w przeciągu kilku minut rozmowy zaczynałam go lubić? Mimo paradoksu całej tej sytuacji, poczułam się dziwnie swobodnie w towarzystwie tej niesamowitej istoty.
-Toż to doprawdy skandal, aby le Ange, miał zachowanie iście diabelskie.- mruknął do siebie, spoglądając na mnie z niedowierzaniem. Przesunął wzrokiem od góry do dołu niczym klient oceniający produkt, chcący kupić. Dreszcz przeszył moje ciało, ponieważ odniosłam wrażenie, że zjawa potrafi dostrzec wszystko, włącznie z moimi największymi tajemnicami. Było coś niesamowicie intymnego w tym geście. Odetchnęłam głęboko.

-Naprawdę chciałaby wiedzieć z kim mam przyjemność, ponieważ głupio będzie mówić do ciebie per duchu albo zjawo.- puściłam mu oczko na co się obruszył i podszedł jeszcze bliżej. Spojrzał na mnie oceniająco, westchnął przeciągle i udając wymuszenie wreszcie odpowiedział.
-Zwą mnie Rowan Lee Rodriguez. Jestem synem Collins'a Rodrigueza II, który był czystej krwi synem Lorda Felixa Rodrigueza I z Anglii  lecz wychowany został na obczyźnie oraz Adelmiry Lority Oquendo pochodzenia hiszpańskiego. Oh moja matka..cóż to była za wspaniała kobieta...
-Kiedy się urodziłeś?- zapytałam szybko, aby nie zdążył rozwinąć tematu tej, która dała mu życie.
-1419 roku w miasteczku Owernii, położonym niedaleko Oceanu Atlantyckiego, mieszczącym się na terenie Księstwa Akwitanii, jednym z największych we Francji nawiasem mówiąc. Panował tam wówczas angielski książę Henryk IV. - mówiąc to, zadarł dumnie głowę i patrzył na mnie z góry chcąc abym poczuła się mało znacząca. Jednak, ku jego rozczarowaniu, nic to nie dało.
Złożyłam ręce i oparłam się o najbliższy mebel stojący za mną. Nie mogłam uwierzyć, że oto stoi przede mną osoba żyjąca w średniowieczu, z którą jakby nigdy nic prowadzę normalną rozmowę wplatając w to zachowanie 'ą, ę'.
Naszą miłą pogawędkę przerwało otwieranie wejściowych drzwi  i pisk Tessie. Spojrzałam w kierunku korytarza, zastanawiając się czy Katherine weźmie mnie za dużego freaka kiedy opowiem jej, że strasznie fiksuję, bo zaczynam widzieć duchy, po czym przeniosłam wzrok na Rowana. Bardzo chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o nim; jakie wiódł życie, jak zginał, ale stwierdziłam iż będzie musiało to poczekać o ile oczywiście nagle nie wyparuje.
-Odwiedzisz mnie jeszcze?- zapytał, zaskakując tym samego siebie.- Od bardzo dawna z nikim nie rozmawiałem. 
Mimowolnie zrobiło mi się go żal.
-Oczywiście. Gdzie będę mogła cię znaleźć?- uśmiechnęłam się.
-Rebeka?- usłyszeliśmy krzyk Kat wchodzącej po schodach.
Wiedziałam, że jeśli nie chcę zostać przyłapana, musiałam się streszczać. Rowan chyba to wyczuł, ponieważ szybko odpowiedział:
-To tu, to tam. Błądzę po tym miejscu od kilkudziesięciu lat szukając kogoś kto mnie dostrzeże. I w końcu pojawiłaś się ty. Ja cię znajdę.
-Dobrze- kiwnęłam i ruszyłam w kierunku wyjścia.
-Mon  cher?
-Si?- odwróciłam się do niego kiedy chciałam zamknąć drzwi.
-Jeszcze jedno. Przestrzegaj się upiora o czarnych włosach i niebieskich oczach.
-Alex'a?- zapytałam zdziwiona.
-Si si. Jego dusza jest ciemna niczym noc. Rzadko spotyka się osobę tak nieczystą, pełną gniewu i niewyobrażalnej mocy. W moim świecie dano mu przydomek Furii. - rozglądał się przy tym jakby obawiał się zostać przyłapanym.
Nie rozumiałam do końca o czym mówił, ale wiedziałam, że  było to silniejsze, co potwierdzało szczerość jego słów.
-Dobrze- szepnęłam. Zrobiłam krok w kierunku swojego pokoju.- I dziękuję.
-Méfie-toi du fruit qui ne peut pas être cassé, mon cher.- ostatnie słowa, które do mnie dotarły, gdy zamykałam drzwi, wywoływały gęsią skórkę na ciele.

Zakazany owoc, zakazany owoc, zakazany owoc...