„Czymże jest życie, jeśli nie ustawiczną możliwością popełniania
błędów.”
Kolejna fala
bólu, tym razem przeszyła moją łydkę. Alex zrobił kolejny zamach, ale zdążyłam
zrobić unik i potoczyłam się w bok. W ułamku sekundy stał nade mną.
-Skup się!-
polecił po raz tysięczny tego dnia.
Podniósł
nogę i przygniótł mi nią lewą rękę. Krzyknęłam przeciągle. Pomiatał mną jak
chciał, a ja mu na to pozwalałam.
-Nawet nie
starasz się odeprzeć mojego ataku!- wrzasnął i przycisnął moją rękę jeszcze
bardziej. Usłyszałam chrupot łamanej kości. Jasna cholera. Miałam tego dosyć!
Odbiłam zdrową nogę od ziemi i walnęłam go w kark najmocniej jak potrafiłam. Skrzywił się, dając mi szansę na obalenie go całym ciałem. Padł na
ziemię z wielkim hukiem i teraz to ja siedziałam na nim. Dostałam nowego
zastrzyku energii. Przyciskając zdrową ręką jego twarz do ziemi, wbiłam kolano
w najwrażliwsze miejsce na szyi. Druga dłoń już zaczynała mi się goić, ale w dalszym
ciągu niemiłosiernie bolała. Chłopak pode mną jęknął. Poczułam wzbierającą w
nim siłę i po chwili zrzucił mnie z siebie, posyłając na drugi koniec trawnika.
Wykonałam przewrót w powietrzu. Gdy znowu poczułam równy teren pod nogami, Alex
już biegł w moją stronę. Zapominając o bólu, walnęłam upiora z pół obrotu w
mostek prawą nogą. Odleciał w tył i zarył plecami o ziemię. Wyplułam krew
zbierającą się w buzi i ruszyłam w jego kierunku. Walka miała być fair, dlatego
nie pozwalano używać mi moich mocy. Stanął na nogach i wyprowadził cios lewą
ręką. Zablokowałam ją, zapominając o tym, że ma drugą, która jest wolna. Gdy
sobie to uświadomiłam, było już za późno, bo w tym samym momencie poczułam
silne przyłożenie w brodę. Moja głowa odskoczyła do tyłu. Zamrugałam
zdezorientowana, czekając aż wzrok znowu nabierze ostrości.
-Wystarczy
na dzisiaj.- Alex puścił mnie i od razu musiał podtrzymać, ponieważ się zatoczyłam.- W końcu się
zmobilizowałaś. Jesteś coraz lepsza ale w dalszym ciągu wkładasz w to za mało
siebie.
A już się
zaczęłam cieszyć, że chociaż raz mnie pochwali. Podniosłam wzrok na niego,
nagle zdeterminowana.
-Jeszcze
raz.
Spojrzał na
mnie zaskoczony, a w jego oczach błysnęło rozbawienie. Chociaż ktoś się tu
dobrze bawił.
-Jak sobie życzysz.-
mrugnął do mnie. No nie! On naprawdę to zrobił!
-Alex już
dość.- zabrzmiał głos zza pleców przeciwnika. Mark szedł dziarskim krokiem w
naszym kierunku. Za nim dreptała Katherine.- Nie uważasz, że już wystarczająco
ją pokiereszowałeś?
Szatyn podniósł
ręce do góry w geście kapitulacji.
-Ona o to
prosiła.- wskazał na mnie palcem.
-Reb?- jego
brat posłał mi surowe spojrzenie. Oho! Czułam się jak dziecko w przedszkolu,
które zrobiło coś źle i przez to zostanie postawione do kąta.-
Najprawdopodobniej masz złamaną rękę oraz kość piszczelową. Nie ma mowy, żebyś
dalej walczyła!
-Już prawie
nie boli.- grałam na zwłokę- Poza tym wydaje mi się, że ten przede mną
zasłużył, aby skopać mu dupę.
Dobiegł mnie
chichot Kat, a i sam Alex błysnął zębami w uśmiechu.
-Oo tak-
powiedziała dziewczyna w przerwach między salwami śmiechu.- Mu na pewno
przydałby się porządny wpierdol.
Dołączyłam
do niej słysząc to.
-No
siostrzyczko i ty takie rzeczy.. o mnie?
-Ja po
prostu wybieram słuszną stronę. Wybacz. Wiesz, że cię kocham, ale spójrzmy
prawdzie w oczy. Niezły tyran z ciebie.- Kat wywróciła oczami i znowu zaczęła
się podśmiewać.
To
przekomarzanie dwójki rodzeństwa było bardzo zabawne. Mark ciężko westchnął i
obrzucił mnie krytycznym spojrzeniem.
-No co?-
zapytałam.
-Będziesz
miała jeszcze dużo okazji, żeby się na nim odegrać, ale teraz chodź do domu.
No na pewno
nie będzie mi mówił co mam robić.
-Bracie,
wydaje mi się, że skoro nasza księżniczka chce walki, to powinna ją dostać.-Alex
poklepał go po ramieniu, patrząc na mnie znacząco.
-Mógłbyś
przestać się wpieprzać, a jeśli już musisz, to chociaż stań po mojej stronie.
Widzisz w jakim jest stanie.- warknął Mark.
Nie czułam
się źle, wręcz przeciwnie. Noga już przestała mnie boleć, co znaczyło, że kość
się zrosła, a gdy nie ruszałam ręką, to też mogłam ją znieść. Co robił Mark?
Wyolbrzymiał, tak to się chyba nazywa. Poza tym naprawdę chciałam jeszcze
poćwiczyć.
-Ej ja
myślę, że jednak Mark ma racje.- przyszła mu z pomocą Kat.- Jutro też jest
dzień i nic się nie stanie jak trochę wcześniej skończycie.
-Ale
opuściliśmy już dzień treningu- zaprotestował ‘mój nauczyciel’.- Była mowa o
skończeniu z walką wręcz, a nie całą dzisiejszą nauką.
To prawda.
Wczoraj wpadł Steven i cały dzień przesiedzieliśmy w salonie słuchając o tym co
mu się przytrafiło podczas obecności w Kolorado, Luizjanie i innych miejscach,
po których podróżował przez ostatni rok. Pokładaliśmy się ze śmiechu, kiedy
opowiadał jak jakaś prostytutka próbowała się do niego dobrać gdy napił się z
kolegami w barze Bourbon „O” w jednej z dzielnic Nowego Orleanu, a gdy odmówił
nazwała go mięczakiem i ukradła mu portfel. Stev okazał się naprawdę pozytywny.
Aż dziwne, że przyjaźnił się z Alexem, w którym nawiasem mówiąc po raz pierwszy
spostrzegłam jakieś oznaki człowieczeństwa. W pewnym momencie na stole pojawiła
się szkocka wprawiając chłopaków w jeszcze lepszy humor. Dowiedziałam się przy
tym, że upiory mają bardzo mocną głowę do alkoholu.
-Dobra,
macie racje. Chodźmy do domu.- przestałam się spierać i ruszyłam do budynku,
nie patrząc czy ktoś idzie za mną.
***
Siedzieliśmy
wszyscy przy stole w jadalni, kończąc resztę zamówionej pizzy. Mała Tessa była
cała brudna od ketchupu, którym polała swój kawałek. Było coś niesamowicie
słodkiego w tym jak z pełną buzią opowiadała o dniu w przedszkolu. Katherine
cały czas ją upominała, że nie powinna mówić gdy je, ale ona nie zwracała uwagi
na swoją mamę, ponieważ musiała ponarzekać na Nicolasa, chłopca z przedszkola,
który chyba ją podrywał- jak stwierdziła, kiedy wziął jej lalkę Barbie i zaczął
z nią uciekać. Zaśmiałam się, a Mark mi zawtórował.
Po posiłku
przeszliśmy do salonu.
-Mogę ciociu
na kolana?- zapytał brzdąc stojący przede mną, patrzący na mnie wielkimi
proszącymi oczkami.
Od kilku
tygodni Theresa mówi na mnie inaczej i wolę to, niż mówienie do mnie „pani”.
Poza tym podoba mi się taki stan rzeczy, gdyż naprawdę mogłabym być jej ciocią.
-Oczywiście,
kruszynko.- uśmiechnęłam się do niej.
Alex
siedział na drogim końcu kanapy. Przyglądał się nam z nieodgadnionym wyrazem
twarzy, gdy dziewczynka próbowała wdrapać się na moje nogi. Po dwóch nieudanych
próbach pomogłam jej i poczekałam aż się wygodnie usadowi. Westchnęła, jakby
jej ulżyło i zaczęła się bawić moimi włosami. Zaplatała je w coś na
kształt warkocza i po chwili zaczynała od nowa, zła na siebie, bo jej nie
wychodziło. Oderwałam od niej wzrok i spojrzałam na Marka, chociaż zwracałam
się bezpośrednio do wszystkich.
-Ile jeszcze
będę musiała trenować?
-To zależy
jak szybko przyswoisz sobie zasady walki.- odparł spokojnie Alex.
Odwróciłam
głowę w jego kierunku.
-Ty mi tego
nie ułatwiasz.- sarknęłam.
-A myślisz,
że twój przeciwnik na polu bitwy ci odpuści?- warknął.
-Jasne, że
nie. Ale..
-Ale
chciałabyś, żebym był łagodniejszy i obchodził się z tobą jak z jajkiem.-
wtrącił mi się w zdanie.
-Nawet przez
chwile mi to do głowy nie przyszło!- powiedziałam z oburzeniem. Co za typ!
-Skończycie
już.- westchnął Mark.- Wszyscy myślimy, że potrwa to jeszcze z trzy miesiące,
może mniej, naprawdę ciężko określić. Ale za dwa tygodnie musimy stawić się u
Starszyzny, ponieważ musisz przejść test.
-Jaki test?-
zatkało mnie.
-Chcą
przetestować twoje zdolności magiczne, aby wiedzieć na ile cię stać. Będziesz
demonstrować swoją umiejętność władania żywiołami przed całą publiką.
-Publiką?
-Tak.
Odbędzie się to na arenie. Obserwującymi będą wszyscy ze Świata Nocy, którzy
zechcą popatrzeć, aby się przekonać do czego jest zdolne dziecko, którego
przyjście na świat zostało zapisane w Księdze Wieczności.
Wzięłam
głęboki oddech, gdy to usłyszałam.
-Chcesz mi
powiedzieć, że będę kimś podobnym do Gladiatora?- uniosłam brwi i zaśmiałam się
ze swojego skojarzenia. Chociaż w rzeczywistości wcale nie było mi do śmiechu.
Katherine
spuściła głowę i odpowiedziała mi cicho za swojego brata.
-Nawet nie
masz pojęcia jak bliska prawdy jesteś.
-Co!?-
wrzasnęłam. Przypominając sobie, że mam dziecko na kolanach, wzięłam
uspokajający oddech.- Masz na myśli to, że będę musiała walczyć z innymi i
tylko jak pokonam wszystkich to przeżyje!? Jasna cholera!
-Nie
panikuj.- powiedział Alex.- Nikt tam nie zginie. Po prostu będą cię atakować, a
ty będziesz się bronić.
Odetchnęłam,
mimo że nie czułam się przez te słowa spokojniejsza. Co to ma być? Czułam się
jak w jakimś filmie lub książkach, których tyle przeczytałam w swoim życiu.
-Gdy mówiłeś
mi, że mam z tobą pojechać, aby się czegoś dowiedzieć o sobie, słowem nie
wspomniałeś, że będę musiała stoczyć z kimś jakąś popieprzoną walkę!- rzuciłam
oskarżająco do Marka.- W co ty ze mną pogrywasz?
-Nie wiedzieliśmy,
że tak to będzie wyglądać.- odparł spokojnie.- Dowiedzieliśmy się w dzień po
twoim przyjeździe. Był tu jeden ze straży Starszych i poinformował nas o
zaistniałej sytuacji.
Dziwne, że
go nie zauważyłam pomyślałam ponuro.
***
Wyszłam na
zalane słońcem podwórze. Ściągnęłam przez głowę bluzkę i zostałam w samym
bikini. Podeszłam do basenu i sprawdziłam temperaturę wody. Po chwili wzięłam
rozpęd i skoczyłam zanurzając całe swoje ciało. Chłodny dotyk niebieskiej,
przejrzystej cieczy okazał się bardzo orzeźwiający. Przepłynęłam sześć długości
basenu stylem klasycznym i zatrzymałam się, aby zaczerpnąć powietrza.
Mimochodem spojrzałam na budynek, który obecnie był moim domem. Nawet nie wiem
kiedy zaczęłam go tak nazywać. I byłam świadoma, iż nawet gdy wrócę do Allas, nie zapomnę
o tym miejscu.
Nagle moją
uwagę przyciągnęło coś innego. Firanka jednego z okien na piętrze, poruszyła
się i wróciła na swoje miejsce. Nikogo nie zdążyłam zobaczyć, ale przez tą chwilę
poczułam się obserwowana. Albo to paranoja, albo to po prostu wiatr, tylko że
okno było zamknięte. Dreszcz przeszedł przez moje ciało. Szybko się ogarnęłam i
wyszłam z basenu, po czym od razu skierowałam się do domu, odczuwając dziwny
niepokój.