"Będę twoim bezpieczeństwem
Ty będziesz moją damą.
Zostałem stworzony, by utrzymać ciepło twego ciała
Ale jestem zimny niczym podmuch wiatry,
więc weź mnie w swoje ramiona"*
Następny
tydzień upłynął nam spokojnie. William w pełni do siebie doszedł i teraz nie
było widać żadnych oznak po tym, że był torturowany. Cieszyliśmy się każdą
wspólnie spędzoną chwilą i mieliśmy nadzieję, że nasze życie w końcu się
ustabilizuje.
Otworzyłam
oczy i przeciągnęłam się leniwie na łóżku. Willa nie było obok. Wstałam
nieśpiesznie z łóżka i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam fioletowe rurki i białą
bokserkę z nadrukiem Linkin Park. Z ubraniami pod ręką ruszyłam do łazienki
gdzie wzięłam szybki prysznic. Gdy skończyłam, wciągnęłam na siebie wcześniej
przygotowane rzeczy i nałożyłam delikatny makijaż, na który składała się kredka
do oczu i tusz do rzęs. Mokre włosy zostawiłam rozpuszczone, aby szybciej
wyschły. Zeszłam po cichu po schodach i skierowałam się do kuchni, skąd
dochodziły smakowite zapachy. Wyjrzałam ostrożnie zza ściany. Will stał plecami
do mnie, na boso i w samych dżinsach, pogwizdując sobie wesoło. Mój facet był
idealny w każdym milimetrze swego ciała. Z trudem pohamowałam rozmarzone
westchnienie. Nie czas na to upomniałam się w myślach i z uśmiechem na ustach
zaczęłam iść w kierunku chłopaka. Właśnie wyciągałam ręce, aby go uszczypnąć,
gdy niespodziewanie odwrócił się i przyciągnął mnie do siebie. Pisnęłam, co w
odpowiedzi spotkało się z wybuchem śmiechu Willa.
-Hej
kochanie. Chciałaś mnie wystraszyć? Nie ładnie !- mówił przez śmiech. Uderzyłam
go lekko w ramię.
-Przestań!
To nie było śmieszne. Wystraszyłeś mnie!- powiedziałam, chociaż sama zaczęłam
się lekko podśmiechiwać.
- Ach tak?-
spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem.- A myślałem, że to ja tu miałem się
wystraszyć.
-Nie
denerwuj mnie.- Stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta. Z zaciekawieniem
spojrzałam mu przez ramię- Co tam pichcisz?
-Zrobiłem ci
jajecznicę na bekonie głodomorze.-mówiąc to, uśmiechał się do mnie łobuzersko.
-Nie jestem
żadnym głodomorem- prychnęłam. Zilustrowałam go wzrokiem i zagryzłam wargę-
Chociaż po części może i masz rację,- wymruczałam, przybliżając się i kładąc
ręce na jego umięśnionym torsie.
-Masz coś
konkretnego na myśli?- zaczął sunąć rękami po mojej tali, aż w końcu zjechał
niżej na moje pośladki, ściskając je boleśnie i wywołując u mnie przyjemny
dreszcz rozkoszy.
Jęknęłam i
przyciągnęłam Willa do siebie, gwałtownie wpijając się w jego usta. Podniósł
mnie, a ja oplotłam go nogami. Spychając na dalszy plan garnki i sztućce,
posadził mnie na blacie kuchennym, dobierając się do moich piersi. Rozerwał
moją bokserkę i zaczynając namiętnie całować mnie po szyi schodził coraz
bardziej w dół. Z mojego gardła wydarł się kolejny jęk rozkoszy. Każdy jego
pocałunek, zostawiał na moim ciele gorące ślady. Czułam, że dłużej nie
wytrzymam. Pociągnęłam go w górę i pośpiesznie odpięłam jego spodnie. Zaczęłam
mu je zsuwać, gdy przerwał nam dźwięk mojego telefonu. Zignorowałabym go
totalnie, gdyby Will się nie odsunął. Szybko oddychając przeczesał swoje włosy
palcami i wskazał telefon leżący tam gdzie wczoraj wieczorem go zostawiłam- na
stole w jadalni.
-Idź
odbierz. Może to coś ważnego.- uśmiechnął się.
Zrezygnowana
zsunęłam się z blatu i z ciężkim westchnieniem poczłapałam do jadalni.
Spojrzałam na wyświetlacz. Elizabeth. Moja najlepsza przyjaciółka. Nacisnęłam
zieloną słuchawkę i podniosłam mojego smartphone do ucha.
-Hej Liz. Co
jest?- zaczęłam, chcąc przejść do sedna.
-Cześć Beca
. Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam problem i potrzebuję twojej pomocy.-
powiedziała niespokojnym głosem.
Spojrzałam
zaniepokojona na Willa, który opierał się nonszalancko o framugę i przyglądał
mi się z zainteresowaniem.
-Co się
stało?- zapytałam.
-Zrozum, że
sama staram się to zrozumieć. Całymi dniami jestem cholernie zmęczona i nie
mogę się na niczym skupić. Głowa napierdala mnie, jakby miała mi zaraz
wybuchnąć i nic na to cholerstwo nie pomaga. Na dodatek zrobiłam coś
strasznego..- jej głos brzmiał płaczliwie tak jak wtedy, gdy w piątej klasie
Andrew zabrał jej rysunki i porozwieszał je po całej szkole, nazywając ją
wariatką.
-Nigdzie nie
wychodź! Za piętnaście minut będę u ciebie.
Rozłączyłam
się i szybko ruszyłam do naszego pokoju, żeby wsunąć vansy na nogi. Zbiegając
na dół kierowałam się do kuchni po moją bluzkę. Usłyszałam chrząknięcie i się
odwróciłam.
-Tego
szukasz?- Will trzymał w rękach resztę mojej bluzki.
-Cholera.-
syknęłam i znowu pobiegłam do pokoju. Otworzyłam szafę i wyciągnęłam pierwszy
lepszy T-shirt. Założyłam go i zbiegłam na dół.
-Rebeca co
jest grane?- William złapał mnie za ramię, gdy chciałam skręcić po kluczyki od
auta.
-Z Liz jest
coś nie tak. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak się zachowywała. Musze do niej
pojechać. -wyjaśniłam mu pokrótce i poszłam po klucze oraz kurtkę. Chciałam już
iść, ale nagle zrobiło mi się przykro, że muszę opuścić mojego mężczyznę. Stał
cały czas w tym samym miejscu, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Podeszłam do
Willa i się przytuliłam, wdychając słodki zapach jego skóry. Westchnęłam,
wspięłam się na palcach i objęłam go za szyję.
-Wieczorem
dokończymy to co zaczęliśmy.- szepnęłam i przegryzłam jego dolną wargę.
Podziałało. Uśmiechnął się- Kocham cię wariacie.
-A ja ciebie
wariatko- odpowiedział i mnie pocałował. Po chwili się odsunął i odgarnął mi z
twarzy zabłąkany kosmyk włosów.- Uważaj na siebie.
-Obiecuję.-
powiedziałam i ruszyłam do garażu po moje Audi.
Gdy
podjechałam pod dom Elizabeth, czułam narastający niepokój i zdenerwowanie.
Przyjaciółka czekała na mnie w drzwiach. Wysiadłam z auta i pobiegłam ją
przytulić. Gdy już się przywitałyśmy, przytrzymałam ją na długość mojej ręki i
otaksowałam uważnym spojrzeniem. Liz wyglądała zupełnie inaczej. Swoje długie
blond włosy spięła w luźną, niechlujną kitkę, wyglądała jakby schudła o wiele
za dużo, bo ubrania na niej wisiały i miała chorobliwie bladą twarz. Wręcz
przezroczystą. Jej piwne oczy straciły swój dawny blask i miały ciemniejszy kolor.
Co do cholery...
-Dziękuje,
że przyjechałaś- odezwała się i wpuściła mnie do środka. Z przerażeniem
stwierdziłam, iż nawet jej głos nie brzmi tak jak zwykle. Z delikatnego i
melodyjnego głosu, zrobił się szorstki i zachrypnięty.
Elizabeth
poszła wstawić wodę na kawę, a ja rozsiadłam się wygodnie na czerwonej kanapie.
Wielki
salon, z na brązowo pomalowanymi ścianami i czarnymi meblami, które ładnie
kontrastowały z białym dywanem i resztą pomieszczenia. Było czuć w tym
wszystkim duży wkład mamy mojej przyjaciółki.
Na ścianie
po lewej stronie wisiało pełno zdjęć Liz i jej rodziców. Szczęśliwa rodzina,
której zawsze jej zazdrościłam. Moich rodziców zabił kilka lat temu Alen,
powodując wypadek samochodowy. Wtedy gdyby nie Elizabeth i jej rodzice, załamałabym
się psychicznie, ponieważ nie miałam nikogo do kogo mogłabym się zwrócić. Nigdy
nie poznałam reszty swojej rodziny oprócz dziadków, którzy już także nie żyli.
Dziewczyna
wróciła z kuchni i podała mi kubek z kawą. Spojrzałam na nią zdziwiona.
-A ty nie
pijesz?- zapytałam, dając łyka gorącego płynu. Pokręciła przecząco głową.
- Od kawy
robi mi się niedobrze.
Potaknęłam
na znak, że rozumiem. Usiadła obok mnie i zapatrzyła się w swoje ręce.
-Powiesz mi
wreszcie o co chodzi?- zapytałam, z wyraźną troską w głosie.
-No, więc...
ja..-odchrząknęła- Nie wiem od czego mam zacząć Beca.. Tyle ci muszę
powiedzieć..
-Może
zacznij od samego początku. - zasugerowałam delikatnie.
-Ugh...
Ja... Oprócz tych wszystkich cholernych dolegliwości, o których ci mówiłam,
czuję znowu także niepowtarzalny głód, a...
-Jak to
znowu?- przerwałam jej i zmarszczyłam brwi- Przecież zawsze możesz iść do
kuchni po coś do zjedzenia, a o ile dobrze pamiętam, twoja mama zawsze dbała o
to, żeby nigdy niczego w lodówce nie brakowało.
-Tak, ale to
nie o taki głód mi chodzi..- zaczerpnęła gwałtownie powietrza i spojrzała na
mnie- Ja ich zabiłam..
-Kogo?-
zdenerwowanie wykręcało mi organy na drugą stronę.
-Moich
rodziców.
-Jaa..jaak?
- zająknęłam się i dyskretnie przesunęłam się na koniec kanapy. Weź się w
garść!- Co ty bredzisz Liz?
-Gdy wrócili
ze sklepu to ja... poczułam jeszcze większy głód. Mama podeszła do mnie i mnie
przytuliła, bo zauważyła, że jest ze mną coś nie tak. I później... sama nie
wiem... mama osunęła się na podłogę, a tata zaczął krzyczeć.- zaśmiała się
histerycznie- Nie wiedziałam o co chodzi dopóki tata nie odwrócił głowy w moją
stronę i powiedział " Coś ty zrobiła" .Wtedy dotarło do mnie, że
skręciłam własnej matce kark.- spojrzała na mnie chcąc zobaczyć moją reakcje .
Ja otworzyłam szeroko oczy i usta. Patrzyłam na nią z niedowierzeniem i nie
wiedziałam co powiedzieć. Z jej oka spłynęła łza. Kontynuowała swoją opowieść.
- Pierwszy raz od wielu dni nie czułam już takiego głodu. Tata chciał uciec,
ale ja podbiegłam do niego i przebiłam mu serce nożem, który leżał na stole,
obok mnie. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam taka wystraszona , a zarazem
szczęśliwa i taka... najedzona ? W pierwszym odruchu nie miałam nawet wyrzutów
sumienia, jeśli w ogóle można o czymś takim mówić, gdy chodzi o rodziców..-
zamyśliła się.
-Ccoo... -
głos uwiązł mi w gardle. Odchrząknęłam i spróbowałam jeszcze raz - Co zrobiłaś
z ... ciałami swoich rodziców?- zapytałam , choć byłam przerażona, a do oczu
napłynęły mi łzy.- I kiedy.. to się stało?
-Zakopałam
je w lesie za naszym domem. Trzy dni temu. Krótko po tym jak uratowaliście
Willa zaczęło się to wszystko.. - powiedziała zdenerwowana, po czym skierowała
swoje przerażające, dziwnie puste oczy na mnie.- Rebeco zrozum... ja nie
chciałam ich zabić. Ale gdy tata chciał wyjść, czy też raczej uciec, to nawet
nie wiem kiedy sięgnęłam po ten nóż, a już byłam przy nim. Teraz znowu to
czuje.. Potworny głód.. Ale u ciebie jest inaczej.. Nie widzę tej dziwnej
poświaty wokół twojego ciała, tak jak u moim rodziców. Jest zupełnie
inaczej..-powtórzyła ze spokojem i zaczęła lustrować moje ciało.
Chcąc nie
chcąc, przeszedł mnie dreszcz. Spojrzałam na nią i uświadomiłam sobie, iż moja
przyjaciółka jest mordercą. Z zimną krwią zamordowała swoich rodziców. Ja po
śmierci moich rodziców nie mogłam dojść do siebie przez dwa lata. I to właśnie
jej rodzina była dla mnie oparciem. A Elizabeth zabiła ich od tak. Z trudem
przełknęłam ślinę. Byłam po prostu przerażona. Nie wiem kim była ta dziewczyna
siedząca przede mną, ale na pewno nie moją kochaną przyjaciółką. Nie.. Ona była
potworem. Rebeca rusz swoje cztery litery i znikaj stąd jak najszybciej! Podpowiedział mi cichy głosik w mojej głowie.
Wstałam z
zamiarem natychmiastowego opuszczenia tego domu.
-Zrobiło się
późno.
Wstałam i
chciałam minąć Liz, gdy ta również wstała i przytrzymała mnie za ramię.
- Obiecaj,
że nikomu o tym nie powiesz! Obiecaj...- powiedziała gardłowo, a ja wyczułam w
tych słowach także nutę groźby. Chcąc opuścić już ten dom, wyszarpnęłam się jej
i mówiąc ciche "obiecuję", ruszyłam do wyjścia. Będąc na podjeździe,
puściłam się biegiem do samochodu. Włączyłam silnik i ruszyłam ostro przed
siebie, próbując uspokoić moje rozkołatane serce i przyśpieszony oddech.
Będąc kilka
przecznic dalej, zwolniłam i starałam się myśleć racjonalnie. Spojrzałam czy
droga za mną i przede mną jest pusta, i gwałtownie zawróciłam.
Zaparkowałam
swój samochód kilka domów od lasu, tak aby Liz nie mogła mnie wypatrzyć.
Wysiadłam ze swojego Audi i ruszyłam w stronę ciemnego lasu, przechodząc między
budynkami i omijając tym samym dom mojej przyjaciółki. Opatuliłam się ciaśniej
kurtką, ponieważ zrobiło mi się zimno. Wyostrzając swój wzrok, ruszyłam w
ciemność przede mną. Nie wiedziałam gdzie Elizabeth postanowiła zakopać ciała
swoich rodziców, dlatego też przystając na początku lasu, uklęknęłam na jednym
kolanie i dotykając ręką piasku pode mną, wyszeptałam jedno jedyne słowo:
Ziemia.
Naraz
poczułam niewyobrażalną moc. Skupiłam się na tym, aby odnaleźć ciała. Pomagały
mi w tym otaczające mnie drzewa i krzewy. Nakierowały mnie na miejsce, w którym
spoczywały ciała pani Sue i pana Billa. Otworzyłam szeroko oczy i ruszyłam we
wskazane mi miejsce. Bez przeszkód dotarłam pod stary dąb, przy którym
widocznie odznaczała się naruszona ziemia. Nie myśląc dłużej, dotknęłam
delikatnie starego dębu.
-Pomóż mi-
szepnęłam.
Ziemia pode
mną się poruszyła. Po krótkiej chwili na powierzchni pojawiło się kilka
korzeni, a gdy wynurzyły się do końca zaczerpnęłam gwałtownie powietrza.
Zebrało mi się na mdłości. Odór padliny był aż nad to wyczuwalny. Rodzice
Elizabeth leżeli na jednym z grubych korzeni drzewa, owinięci w duże worki,
używane do segregacji śmieci. Wstrzymałam oddech i podeszłam do ciał. Zza
worków wychodziły tylko twarze rodziców Liz. Nie mogąc się powstrzymać, zaczęłam
płakać i upadłam przed nimi na kolana. Co ona zrobiła? Dlaczego to się stało? Co doprowadziło do
tego, iż ona taka jest? Objęłam się rękoma i próbowałam się uspokoić. Byłam
pewna jednego- ci kochający się ludzie, nie zasłużyli na taki los. Doszłam do
wniosku, że mogę dla nich zrobić już tylko jedno.. Dać im wieczny odpoczynek. I
muszę się dowiedzieć czym stała się Elizabeth! Otarłam sobie oczy wierzchem
dłoni i spojrzałam na martwe twarze państwa Blue. Starając się powstrzymać
kolejne łzy, napływające mi bez ustanku do oczy i ból , który łamał mi kości od
środka, zawładnęłam naturą. Zerwał się gwałtowny wiatr i skupiając całą swoją
energię, zamieniłam w proch ciała leżące przede mną. Kolejny, silny podmuch
wiatru rozniósł je na wszystkie części świata.
-Spoczywajcie
w spokoju- wykrztusiłam, gdy po moich policzkach znowu zaczęły lecieć łzy.
Worki musiałam wziąć ze sobą, aby nie został żaden ślad po rodzicach Beth. Za
kilka dni ludzie zaczną o nich wypytywać, pewnie włączy się w to policja,
zaczną ich poszukiwać, ale na razie musiałam zrobić wszystko, aby nikt nigdy
się nie dowiedział co stało się z tymi niewinnymi ludźmi. Z rwącym bólem w klatce piersiowej ruszyłam w
stronę auta.
Gdy
siedziałam już w samochodzie, napisałam do Willa sms'a...
***
Po wyjściu
Reb, nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Przeczesałem dłonią swoje już i tak
mocno rozczochrane włosy, i poszedłem się ubrać. Pojechała do Elizabeth, a ja
martwiłem się czy aby na pewno nic jej się nie stanie.
Po szybkim
śniadaniu wpadłem na pomysł, aby zrobić Rebece niespodziankę. Wyczuwałem, że
ten dzień będzie dla niej ciężki, dlatego postanowiłem w jakiś sposób jej go
umilić. Szybko pozmywałem i ruszyłem do garażu po moje porsche. Odkąd sięgam
pamięcią, zawsze kochałem szybką jazdę, dlatego postanowiłem sprawić sobie coś
bardziej w moim stylu.
Wjeżdżając
na parking przed supermarketem myślałem tylko o tym co przygotować na kolacje.
Postawiłem na ulubione danie Bec czyli zapiekankę z makaronem, serem i
kalafiorem.
Dochodziła
siódma wieczorem, a Rebeca nie dawała znaku życia. Omiotłem spojrzeniem ostatni
raz zastawiony stół i stwierdziłem, że wszystko jest dobrze. Mój telefon
zabrzęczał. Spojrzałem na wyświetlacz. To był sms od mojej ukochanej " Za
kilka minut będę.". Wyciągnąłem wino i postawiłem na stole. Poprawiłem
koszulę i w tym samym momencie usłyszałem jak otwierają się drzwi. Sekundę
później stałem już w przed pokoju, opierając się o framugę i patrząc na
zmęczoną twarz Reb.
***
Weszłam do
domu nie mając sił na nic. Na wejściu poczułam zapach mojej ulubionej potrawy.
Od razu zaburczało mi w brzuch, gdy przypomniałam sobie, że ja właściwie
dzisiaj nic nie jadłam. Ściągnęłam kurtkę i przetarłam sobie twarz. Ktoś
odchrząknął, więc podniosłam wzrok. Will stał metr ode mnie i spoglądał na mnie
zatroskany. Podeszłam do niego i się przytuliłam.
-Choć-
szepnął, pocałował mnie w czoło i zaprowadził do jadalni.
To co tam
zobaczyłam zaskoczyło mnie. Stół był pięknie nakryty. Dwa talerze, czerwone
wino, kieliszki, kilka sałatek, dużo świec, a z piekarnika doszedł mnie zapach
zapiekanki. Will objął mnie od tyłu.
-
Tęskniłem.- wyszeptał z ustami tuż przed moim uchem.
- Ja też-
uśmiechnęłam się mimo woli. - To wszystko jest przepiękne.- powiedziałam ze
wzruszeniem i wskazałam palcem na stół.
Odwróciłam
się do Willa i pocałowałam go delikatnie w usta.
- Mam dla
ciebie coś jeszcze.- powiedział gdy oderwałam się od niego.
Wziął mnie
za rękę i zaprowadził do łazienki. Otworzył drzwi, a ja wychyliłam głowę i się
rozglądnęłam. Z moich ust wyrwało się niekontrolowane westchnienie na widok,
który miałam przed sobą. Nasza wielka wanna była zapełniona po brzegi wodą i
płatkami róż, a wokół zostały poustawiane świeczki zapachowe. Kątem oka
zauważyłam jak Will obserwuje moje zachowanie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Pomyślałem,
że będziesz chciała trochę odpocząć, jak przyjedziesz. I się nie pomyliłem, bo
jesteś wyczerpana z tego co zdążyłem zauważyć.- zmarszczył czoło- U Elizabeth
wszystko w porządku?
Spojrzałam
na niego i zdałam sobie sprawę, że nie chcę psuć tak wspaniale zapowiadającego
się wieczoru. Sprawę z moją przyjaciółką powinnam od razu przedstawić Willowi
lecz po prostu miałam dosyć jak na jeden dzień i najpierw sama powinnam to
wszystko poukładać sobie w głowie.
-Nie chcę o
tym dzisiaj rozmawiać.
-Rozumiem
skarbie.- uśmiechnął się do mnie-Porozmawiamy jutro.
Przytuliłam
się do niego
-Kocham cię.
Ale teraz będziesz musiał poczekać na mnie z dobrą godzinę.
-Hmmm..-udawał,
że się namyśla.- Jakoś wytrzymam.
Podniosłam
głowę i zagryzłam wargę, spoglądając w jego kochające, błękitne oczy.
-A może
chcesz dołączyć?
-Kobiety..
-zaśmiał się i poczochrał mi włosy.- Będę czekał na dole.- pocałował mnie
namiętnie w usta, by po chwili odwrócić się i dalej się śmiejąc, ruszyć na dół
do kuchni.
Uśmiechnęłam
się pod nosem, po czym zamknęłam szybko drzwi i z wielkim zapałem zaczęłam się
rozbierać. Gdy zanurzyłam się w wodzie, ogarnął mnie błogi spokój. Moje
dotychczas napięte mięśnie, rozluźniły się, a ja starałam się tego wieczoru już
więcej nie myśleć o wszystkim co się stało.
Po niespełna
godzinie weszłam do naszego pokoju i zaczęłam przeszukiwać szafę. Wyciągnęłam
czarną, koronkową bieliznę, krwistoczerwoną sukienkę i dorzuciłam do całości
czarne wysokie szpilki.
Ubrałam się,
zrobiłam delikatny makijaż i rozpuściłam moje sięgające za ramiona brązowe
włosy. Zeszłam na dół. Will czekał na mnie przy kuchence. Podniosłam na niego
nieśmiało wzrok i chcąc nie chcąc się zarumieniłam. Mój chłopak otaksował mnie
od góry do dołu. Zatrzymał się na moich piersiach i sunął oczami dalej. Czułam,
że zaczyna mi się robić gorąco. Wiedziałam, iż sukienka z dużym dekoltem i
rozcięciem na plecach to dobry wybór. Po chwili otrząsnął się i podszedł do
mnie. Uśmiechając się łobuzersko, przejechał delikatnie palcami po moim ciele,
zaczynając od policzka, a kończąc na dekolcie.
-Ślicznie
wyglądasz księżniczko- wymruczał mi do ucha. Gdy już chciałam go pocałować,
odsunął się z zalotnym uśmiechem i wskazał na stół- Choć coś zjeść, bo
zapiekanka wystygnie.
Odsunął mi
krzesło, a sam zajął miejsce na przeciwko mnie. Widząc zapiekankę, mój żołądek
szlag trafił i rzuciłam się na nią z największą przyjemnością. Widząc to Willie
uśmiechnął się usatysfakcjonowany. Po kolacji, wstał i poprosił mnie do tańca.
Włączył jakiś stary kawałek i zaczęliśmy wirować po naszym małym salonie,
śmiejąc się z samych siebie. Pod koniec piosenki, Will ostatni raz mną zakręcił
i przyciągnął do siebie, wpijając się w moje wargi z nieznaną mi dotąd
gwałtownością. Oddałam pocałunek z taką samą zachłannością.
-Pragnę cię
tu i teraz.- powiedział Will, odrywając się aby zaczerpnąć powietrza.
Po chwili moja sukienka wylądowała obok, a my
zatraciliśmy się w sobie bez opamiętania.
____________________________________________________________________________________________
* Ed Sheeran- Kiss me
Na początek przepraszam, że dopiero teraz. Jakoś nie miałam kiedy napisać i brakowało mi motywacji. Ale jest! Strasznie się nad nim namęczyłam bo pisałam go dzisiaj od rana. :) Jest o wiele dłuższy od poprzedniego. Miłej lektury ;)