24 marca 2012

Rozdział III cz 1

"Dzień,w którym odszedłeś
Był dniem, w którym zrozumiałam,
Że już nie będzie tak samo."*

Obudziłam się spełniona i wypoczęta. Will już nie spał i przyglądał mi się z delikatnym uśmiechem, czającym się na tych boskich ustach. Odwzajemniłam go. Przeciągnęłam się mocno, świadoma tego iż z moich piersi zsunęła się pościel. Chłopak leżący obok, tylko zaśmiał się rozkosznie. Chciałam się odezwać, ale w następnej sekundzie, siedziałam już na Willu okrakiem.
-Dzień dobry kochanie- powiedziałam uwodzicielsko, pochylając się nad nim i muskając jego usta.
-Widzę słońce, że nie masz jeszcze dosyć.- uśmiechnął się kpiąco.- Jak się spało?
-Nie narzekam- próbowałam stłumić śmiech.
-Ach tak?- zapytał unosząc brwi. Jego ręce zacisnęły się mocniej na mojej tali.
-Willie czy ty mi może grozisz?- zaśmiałam się i pokazałam mu język niczym pięciolatka.
Zanim zdążyłam się zorientować zrzucił mnie z siebie i przygniótł swoim ciałem, na co zareagowałam piskiem.
W odpowiedzi spotkałam się z wyszczerzonymi zębami Willa.
-Ty draniu!- krzyknęłam śmiejąc się, bo zaczął mnie gilgotać.
-Przeproś, bo inaczej cię nie puszczę.- powiedział do mnie, gdy ja wierzgałam pod nim, próbując się wyswobodzić.
-W życiu- wystękałam między kolejnymi salwami śmiechu. Po kolejnej minucie postanowiłam jednak wywiesić białą flagę, gdyż byłam już cała obolała. Przeprosiłam Willa, a ten w zamian mnie uwolnił i położył się obok, śmiejąc się ze mnie.
-Sadysta z ciebie- powiedziałam z uśmiechem, podpierając się na łokciu i patrząc w jego stronę.
Chciał mi odpowiedzieć, ale w tym samym momencie głośno zaburczało mi w brzuchu, na co Will wybuchł śmiechem. Minęła chwila zanim się uspokoił.
-Choć na śniadanie.- powiedział i spojrzał na mnie rozbawiony.
-Nie śmiej się ze mnie.- powiedziałam obrażona.
-Nie marudź, księżniczko- pocałował mnie w policzek i wstał.
Wciąż obrażona, poszłam za jego przykładem. Założyłam szybko jego koszulę, po czym zeszliśmy do kuchni. Po pysznym śniadaniu jakie William mi przygotował, podeszłam do telewizora i włączyłam na wiadomości. Dziennikarz akurat mówił coś o rosnącej cenie za paliwo i gaz. Gdy skończył, na ekranie pojawiła się blondynka o piwnych, sprytnych oczach, szczupłej sylwetce, w dobrze dopasowanej garsonce.
- Dzień dobry państwu.- przywitała się. Dziewczyna stała pośrodku wielkiego gąszczu. Gdzie nie gdzie kamienie porastał mech, a wokół było mnóstwo drzew. Za plecami dziewczyny, kręciła się policja.- W lesie, w Allas zdarzył się wypadek. Mianowicie znaleziono cztery ciała zakopane głęboko pod ziemią. Było to dwóch mężczyzn, kobieta w ciąży i ... 3 letnia dziewczynka.- Laura z trudem wypowiedziała ostatnie słowa- Sprawca tego strasznego morderstwa jest nieznany. Na razie policji udało się ustalić, iż to ta sama osoba spowodowała śmierć wszystkich czterech osób. Jeśli ktokolwiek coś widział lub ma podejrzenia kto mógł dokonać tego czynu, jest proszony o kontakt.
- O cholera!- szepnęłam sama do siebie, a Will już po sekundzie siedział obok mnie na kanapie.
-Co się stało?
-Ten wypadek... To chyba sprawka Elizabeth- spojrzałam na niego. Zdziwił się. Najwyższy czas mu wszystko opowiedzieć.
-Wczoraj, gdy u niej byłam..- wzięłam głęboki oddech- wyglądała jak nie ona i zrobiła coś...- tu słowo "strasznego" nie pasowało, bo to było o wiele, wiele gorsze.- Ona zabiła swoich rodziców Willie.
Chłopak nie wiedział czy mówię prawdę, czy tylko sobie żartuję, ale jedno spojrzenie w moje oczy mu wystarczyło.
-Jedziemy do niej.- poderwał się z kanapy i ruszył do pokoju się ubrać. Podreptałam za nim, nie mogąc się otrząsnąć. Po mojej głowie wciąż tłukły się słowa dziennikarki "kobieta w ciąży i 3 letnia dziewczynka". "Cztery ciała". Boże...
Po dziesięciu minutach już siedzieliśmy w porsche Willa.
-Rebeco, powiedz mi teraz dokładnie, o czym wczoraj z nią rozmawiałaś.- spojrzał na mnie by po chwili znów skierować głowę w stronę jezdni.
-Ona się zmieniła nie do poznania. Wyglądała jak wrak człowieka. Chociaż mam dziwne wrażenie, że jej już nie można nazwać człowiekiem. Zabijając swoich rodziców, głód i wszystkie dolegliwości jakie miała, od tak znikły. Aż do wczoraj. Powiedziała mi, że to "znowu" wróciło.- mówiłam szybko, wręcz histerycznie. Freeman położył mi rękę na kolanie.
-Powiedziała w jaki sposób to zrobiła?- zapytał ze zmarszczonymi brwiami.
-Mamie... skręciła kark, a.. ojcu.. wbiła nóż w serce.- cały mój strach z wczoraj, wrócił do mnie z podwójną siłą. Miałam przed oczami twarze jej rodziców. Sine, z szeroko otworzonymi oczami. Zdawało mi się, że nawet czuję unoszący się w powietrzu smród, rozkładających się ciał.
-Reb uspokój się.
-Przepraszam. Po prostu to było takie.. przerażające..- z moich oczu trysnęły niechciane łzy. Szybko je wytarłam, ale William i tak zdążył je już zobaczyć. Zatrzymał się na poboczu i patrząc z troską, przyciągnął mnie do siebie.
-Kochanie spójrz na mnie.- uniósł delikatnie mój podbródek.-Przestań o tym myśleć, bo musimy się skupić na twojej przyjaciółce, a wygląda mi na to, że Liz stała się Possedit.
-Possedit?- Przestałam szlochać.
-W tłumaczeniu Opętana. Tylko osoba, która włada czarną magią, jest w stanie opętać drugą osobę. Possedit karmi się esencją ludzką.
-Esencją?- powtórzyłam nie rozumiejąc.
-Ludzkim chi.- wyjaśnił.- Zabijając człowieka wysysa z niego jego życiową energię, zapewniając sobie nieśmiertelne życie.
-Ale.. ale ona nic mi o tym nie mówiła. Powiedziała tylko, że.. ich zabiła i..
-Bo ona niekoniecznie jest świadoma tego co robi. Nie myśli racjonalnie. Nie ma poczucia winy. Jest pusta. Wyprana z wszelakich emocji.- powiedział i spojrzał na mnie.- Takiej osoby nie da się uratować. Jedynie odbierając jej życie. A można to zrobić tylko za pomocą wyrwania serca.
To by znaczyło, że.. Ona musi... O nie.. Moja Liz musi umrzeć... Wybuchnęłam płaczem, a Will na powrót mnie przytulił.
-Przykro mi kochanie.- wyszeptał w moje włosy.
-To nie może być prawda- wykrztusiłam dławiąc się łzami.
-Cii..-uspokajająco głaskał mnie po plecach- Musisz wziąć się w garść Rebeco. Trzeba to wszystko przerwać, bo to co dzisiaj zobaczyłaś w wiadomościach... To dopiero początek.
-Ale.. kto może władać taką czarną magią Will? Kto może być tak okrutny?- podniosłam głowę, a gorzkie łzy rozmazywały mój makijaż.- Kto tak może chcieć krzywdzić ludzi?
Spojrzał na mnie i odpowiedział z powagą:
-Jeden z trzech najpotężniejszych wysłanników szatana.

Po kilku minutach zaparkowaliśmy obok domu Elizabeth. Wychodząc z auta, Will ścisnął moją rękę w geście pocieszenia. Gdy mieliśmy już ruszyć do dziewczyny, mój chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie niepewnie.
-Co jest?- zapytałam.
-Co zrobiłaś z ich ciałami Reb?- obserwował mnie uważnie gdy mu odpowiedziałam:
-Użyłam swoich mocy, chcąc dać im wieczny odpoczynek.
William chwycił mnie za rękę, a ja spojrzałam na niego smutno. Skierowaliśmy oczy w stronę białego domu Liz i ruszyliśmy do środka.
Zadzwoniliśmy dzwonkiem, ale nie było żadnej odpowiedzi. Po wykonaniu tej czynność jeszcze trzy razy zdenerwowałam się i wyciągnęłam klucze do domu Beth z pod doniczki z kwiatem. Z wahaniem otworzyłam drzwi. To, co za nimi zobaczyłam zmroziło mi krew w żyłach. Czysty i zadbany jak dotąd salon państwa Blue, teraz był pełen śmieci. Wszystkie meble były poobalane. Stolik leżał do góry nogami. Ale najgorsze z tego wszystkiego było to, iż na ścianach była rozmazana czerwona maź. Tak.. Wszystko było we krwi. Nawet nie zauważyłam, że Will pchnął mnie lekko, abym weszła dalej . Zrobiłam krok do przodu. Nagle w rogu pokoju dostrzegłam Elizabeth. Miała podarte ubranie i potargane włosy. Jej oczy były czarne, a uśmiech dziki. Podbiegłam do niej i zatrzymałam się dwa kroki przed nią.
-Dlaczego ty?- szepnęłam.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-On chce ciebie!- powiedziała chrapliwym głosem.
-Kto?
-On!- krzyknęła wstając- Mam cię zabić. Jeśli nie ja to zrobi to on.- szczerzyła do mnie zęby i mierzyła wzrokiem.
Mimo woli cofnęłam się kilka kroków w tył. Patrzyłam z przerażeniem na osobę przede mną.
-Kim jest twój stwórca?- zapytał Will i w kilku susach stanął obok mnie.
-Nieważne kim jest.-warknęła Liz, nie odrywając ode mnie oczu- Ale zniszczy tego potwora!- krzyknęła, pokazując na mnie palcem.
Mimo iż wiedziałam, że jest opętana- zabolało.
-Kim jest twój stwórca? - powtórzył pytanie Will, kładąc nacisk na ostatnie słowa. Jego twarz była spokojna, głos bezbarwny, ale oczy płonęły.
Kolejne rzeczy wydarzyły się bardzo szybko. Beth rzuciła się gwałtownie na mnie, ale Will skoczył ku niej odpychając mnie na bok. Upadłam. Podniosłam szybko głowę i rozejrzałam się za nimi. Znajdowali się dwa metry ode mnie. Chłopak leżał na ziemi, a dziewczyna przyciskała do niego usta, szarpiąc się z nim. Moje oczy, otworzyły się szeroko. Nieeeee! Pomyślałam i krzyknęłam głośno w tym samym momencie. Liz skierowała swoją głowę w moją stronę. Will korzystając z okazji wepchnął jej rękę w ciało. Rozdzierający krzyk wydarł się z gardła dziewczyny. Po kolejnej sekundzie już leżała na ziemi, a jej serce spadło razem z ręką Willa na podłogę. Poderwałam się z podłogi i rzuciłam się w kierunku chłopka. Nie! Nie! Nie! Nie! Spojrzałam w dół i... nogi się pode mną ugięły. Wokół ust widniała krew, oczy były szeroko otwarte, ale wygasłe. Straciły swój ciepły kolor. Nie chciałam ale zrozumiałam od razu. Umarł...
_______________________________________________________________________________________________

* Avril Lavigne- Slipped away

Z góry przepraszam za ten rozdział. Wiem , że jest strasznie krótki , ale obiecuję, że druga część będzie  lepsza i dłuższa. Czytając to po raz setny myślę, że po prostu nie umiem pisać.

17 marca 2012

Rozdział II

"Będę twoim bezpieczeństwem
Ty będziesz moją damą.
Zostałem stworzony, by utrzymać ciepło twego ciała
Ale jestem zimny niczym podmuch wiatry,
więc weź mnie w swoje ramiona"*


Następny tydzień upłynął nam spokojnie. William w pełni do siebie doszedł i teraz nie było widać żadnych oznak po tym, że był torturowany. Cieszyliśmy się każdą wspólnie spędzoną chwilą i mieliśmy nadzieję, że nasze życie w końcu się ustabilizuje.

Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się leniwie na łóżku. Willa nie było obok. Wstałam nieśpiesznie z łóżka i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam fioletowe rurki i białą bokserkę z nadrukiem Linkin Park. Z ubraniami pod ręką ruszyłam do łazienki gdzie wzięłam szybki prysznic. Gdy skończyłam, wciągnęłam na siebie wcześniej przygotowane rzeczy i nałożyłam delikatny makijaż, na który składała się kredka do oczu i tusz do rzęs. Mokre włosy zostawiłam rozpuszczone, aby szybciej wyschły. Zeszłam po cichu po schodach i skierowałam się do kuchni, skąd dochodziły smakowite zapachy. Wyjrzałam ostrożnie zza ściany. Will stał plecami do mnie, na boso i w samych dżinsach, pogwizdując sobie wesoło. Mój facet był idealny w każdym milimetrze swego ciała. Z trudem pohamowałam rozmarzone westchnienie. Nie czas na to upomniałam się w myślach i z uśmiechem na ustach zaczęłam iść w kierunku chłopaka. Właśnie wyciągałam ręce, aby go uszczypnąć, gdy niespodziewanie odwrócił się i przyciągnął mnie do siebie. Pisnęłam, co w odpowiedzi spotkało się z wybuchem śmiechu Willa.
-Hej kochanie. Chciałaś mnie wystraszyć? Nie ładnie !- mówił przez śmiech. Uderzyłam go lekko w ramię.
-Przestań! To nie było śmieszne. Wystraszyłeś mnie!- powiedziałam, chociaż sama zaczęłam się lekko podśmiechiwać.
- Ach tak?- spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem.- A myślałem, że to ja tu miałem się wystraszyć.
-Nie denerwuj mnie.- Stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta. Z zaciekawieniem spojrzałam mu przez ramię- Co tam pichcisz?
-Zrobiłem ci jajecznicę na bekonie głodomorze.-mówiąc to, uśmiechał się do mnie łobuzersko.
-Nie jestem żadnym głodomorem- prychnęłam. Zilustrowałam go wzrokiem i zagryzłam wargę- Chociaż po części może i masz rację,- wymruczałam, przybliżając się i kładąc ręce na jego umięśnionym torsie.
-Masz coś konkretnego na myśli?- zaczął sunąć rękami po mojej tali, aż w końcu zjechał niżej na moje pośladki, ściskając je boleśnie i wywołując u mnie przyjemny dreszcz rozkoszy.
Jęknęłam i przyciągnęłam Willa do siebie, gwałtownie wpijając się w jego usta. Podniósł mnie, a ja oplotłam go nogami. Spychając na dalszy plan garnki i sztućce, posadził mnie na blacie kuchennym, dobierając się do moich piersi. Rozerwał moją bokserkę i zaczynając namiętnie całować mnie po szyi schodził coraz bardziej w dół. Z mojego gardła wydarł się kolejny jęk rozkoszy. Każdy jego pocałunek, zostawiał na moim ciele gorące ślady. Czułam, że dłużej nie wytrzymam. Pociągnęłam go w górę i pośpiesznie odpięłam jego spodnie. Zaczęłam mu je zsuwać, gdy przerwał nam dźwięk mojego telefonu. Zignorowałabym go totalnie, gdyby Will się nie odsunął. Szybko oddychając przeczesał swoje włosy palcami i wskazał telefon leżący tam gdzie wczoraj wieczorem go zostawiłam- na stole w jadalni.
-Idź odbierz. Może to coś ważnego.- uśmiechnął się.
Zrezygnowana zsunęłam się z blatu i z ciężkim westchnieniem poczłapałam do jadalni. Spojrzałam na wyświetlacz. Elizabeth. Moja najlepsza przyjaciółka. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i podniosłam mojego smartphone do ucha.
-Hej Liz. Co jest?- zaczęłam, chcąc przejść do sedna.
-Cześć Beca . Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam problem i potrzebuję twojej pomocy.- powiedziała niespokojnym głosem.
Spojrzałam zaniepokojona na Willa, który opierał się nonszalancko o framugę i przyglądał mi się z zainteresowaniem.
-Co się stało?- zapytałam.
-Zrozum, że sama staram się to zrozumieć. Całymi dniami jestem cholernie zmęczona i nie mogę się na niczym skupić. Głowa napierdala mnie, jakby miała mi zaraz wybuchnąć i nic na to cholerstwo nie pomaga. Na dodatek zrobiłam coś strasznego..- jej głos brzmiał płaczliwie tak jak wtedy, gdy w piątej klasie Andrew zabrał jej rysunki i porozwieszał je po całej szkole, nazywając ją wariatką.
-Nigdzie nie wychodź! Za piętnaście minut będę u ciebie.
Rozłączyłam się i szybko ruszyłam do naszego pokoju, żeby wsunąć vansy na nogi. Zbiegając na dół kierowałam się do kuchni po moją bluzkę. Usłyszałam chrząknięcie i się odwróciłam.
-Tego szukasz?- Will trzymał w rękach resztę mojej bluzki.
-Cholera.- syknęłam i znowu pobiegłam do pokoju. Otworzyłam szafę i wyciągnęłam pierwszy lepszy T-shirt. Założyłam go i zbiegłam na dół.
-Rebeca co jest grane?- William złapał mnie za ramię, gdy chciałam skręcić po kluczyki od auta.
-Z Liz jest coś nie tak. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak się zachowywała. Musze do niej pojechać. -wyjaśniłam mu pokrótce i poszłam po klucze oraz kurtkę. Chciałam już iść, ale nagle zrobiło mi się przykro, że muszę opuścić mojego mężczyznę. Stał cały czas w tym samym miejscu, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Podeszłam do Willa i się przytuliłam, wdychając słodki zapach jego skóry. Westchnęłam, wspięłam się na palcach i objęłam go za szyję.
-Wieczorem dokończymy to co zaczęliśmy.- szepnęłam i przegryzłam jego dolną wargę. Podziałało. Uśmiechnął się- Kocham cię wariacie.
-A ja ciebie wariatko- odpowiedział i mnie pocałował. Po chwili się odsunął i odgarnął mi z twarzy zabłąkany kosmyk włosów.- Uważaj na siebie.
-Obiecuję.- powiedziałam i ruszyłam do garażu po moje Audi.


Gdy podjechałam pod dom Elizabeth, czułam narastający niepokój i zdenerwowanie. Przyjaciółka czekała na mnie w drzwiach. Wysiadłam z auta i pobiegłam ją przytulić. Gdy już się przywitałyśmy, przytrzymałam ją na długość mojej ręki i otaksowałam uważnym spojrzeniem. Liz wyglądała zupełnie inaczej. Swoje długie blond włosy spięła w luźną, niechlujną kitkę, wyglądała jakby schudła o wiele za dużo, bo ubrania na niej wisiały i miała chorobliwie bladą twarz. Wręcz przezroczystą. Jej piwne oczy straciły swój dawny blask i miały ciemniejszy kolor. Co do cholery...
-Dziękuje, że przyjechałaś- odezwała się i wpuściła mnie do środka. Z przerażeniem stwierdziłam, iż nawet jej głos nie brzmi tak jak zwykle. Z delikatnego i melodyjnego głosu, zrobił się szorstki i zachrypnięty.
Elizabeth poszła wstawić wodę na kawę, a ja rozsiadłam się wygodnie na czerwonej kanapie.
Wielki salon, z na brązowo pomalowanymi ścianami i czarnymi meblami, które ładnie kontrastowały z białym dywanem i resztą pomieszczenia. Było czuć w tym wszystkim duży wkład mamy mojej przyjaciółki.
Na ścianie po lewej stronie wisiało pełno zdjęć Liz i jej rodziców. Szczęśliwa rodzina, której zawsze jej zazdrościłam. Moich rodziców zabił kilka lat temu Alen, powodując wypadek samochodowy. Wtedy gdyby nie Elizabeth i jej rodzice, załamałabym się psychicznie, ponieważ nie miałam nikogo do kogo mogłabym się zwrócić. Nigdy nie poznałam reszty swojej rodziny oprócz dziadków, którzy już także nie żyli.
Dziewczyna wróciła z kuchni i podała mi kubek z kawą. Spojrzałam na nią zdziwiona.
-A ty nie pijesz?- zapytałam, dając łyka gorącego płynu. Pokręciła przecząco głową.
- Od kawy robi mi się niedobrze.
Potaknęłam na znak, że rozumiem. Usiadła obok mnie i zapatrzyła się w swoje ręce.
-Powiesz mi wreszcie o co chodzi?- zapytałam, z wyraźną troską w głosie.
-No, więc... ja..-odchrząknęła- Nie wiem od czego mam zacząć Beca.. Tyle ci muszę powiedzieć..
-Może zacznij od samego początku. - zasugerowałam delikatnie.
-Ugh... Ja... Oprócz tych wszystkich cholernych dolegliwości, o których ci mówiłam, czuję znowu także niepowtarzalny głód, a...
-Jak to znowu?- przerwałam jej i zmarszczyłam brwi- Przecież zawsze możesz iść do kuchni po coś do zjedzenia, a o ile dobrze pamiętam, twoja mama zawsze dbała o to, żeby nigdy niczego w lodówce nie brakowało.
-Tak, ale to nie o taki głód mi chodzi..- zaczerpnęła gwałtownie powietrza i spojrzała na mnie- Ja ich zabiłam..
-Kogo?- zdenerwowanie wykręcało mi organy na drugą stronę.
-Moich rodziców.
-Jaa..jaak? - zająknęłam się i dyskretnie przesunęłam się na koniec kanapy. Weź się w garść!- Co ty bredzisz Liz?
-Gdy wrócili ze sklepu to ja... poczułam jeszcze większy głód. Mama podeszła do mnie i mnie przytuliła, bo zauważyła, że jest ze mną coś nie tak. I później... sama nie wiem... mama osunęła się na podłogę, a tata zaczął krzyczeć.- zaśmiała się histerycznie- Nie wiedziałam o co chodzi dopóki tata nie odwrócił głowy w moją stronę i powiedział " Coś ty zrobiła" .Wtedy dotarło do mnie, że skręciłam własnej matce kark.- spojrzała na mnie chcąc zobaczyć moją reakcje . Ja otworzyłam szeroko oczy i usta. Patrzyłam na nią z niedowierzeniem i nie wiedziałam co powiedzieć. Z jej oka spłynęła łza. Kontynuowała swoją opowieść. - Pierwszy raz od wielu dni nie czułam już takiego głodu. Tata chciał uciec, ale ja podbiegłam do niego i przebiłam mu serce nożem, który leżał na stole, obok mnie. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam taka wystraszona , a zarazem szczęśliwa i taka... najedzona ? W pierwszym odruchu nie miałam nawet wyrzutów sumienia, jeśli w ogóle można o czymś takim mówić, gdy chodzi o rodziców..- zamyśliła się.
-Ccoo... - głos uwiązł mi w gardle. Odchrząknęłam i spróbowałam jeszcze raz - Co zrobiłaś z ... ciałami swoich rodziców?- zapytałam , choć byłam przerażona, a do oczu napłynęły mi łzy.- I kiedy.. to się stało?
-Zakopałam je w lesie za naszym domem. Trzy dni temu. Krótko po tym jak uratowaliście Willa zaczęło się to wszystko.. - powiedziała zdenerwowana, po czym skierowała swoje przerażające, dziwnie puste oczy na mnie.- Rebeco zrozum... ja nie chciałam ich zabić. Ale gdy tata chciał wyjść, czy też raczej uciec, to nawet nie wiem kiedy sięgnęłam po ten nóż, a już byłam przy nim. Teraz znowu to czuje.. Potworny głód.. Ale u ciebie jest inaczej.. Nie widzę tej dziwnej poświaty wokół twojego ciała, tak jak u moim rodziców. Jest zupełnie inaczej..-powtórzyła ze spokojem i zaczęła lustrować moje ciało.
Chcąc nie chcąc, przeszedł mnie dreszcz. Spojrzałam na nią i uświadomiłam sobie, iż moja przyjaciółka jest mordercą. Z zimną krwią zamordowała swoich rodziców. Ja po śmierci moich rodziców nie mogłam dojść do siebie przez dwa lata. I to właśnie jej rodzina była dla mnie oparciem. A Elizabeth zabiła ich od tak. Z trudem przełknęłam ślinę. Byłam po prostu przerażona. Nie wiem kim była ta dziewczyna siedząca przede mną, ale na pewno nie moją kochaną przyjaciółką. Nie.. Ona była potworem. Rebeca rusz swoje cztery litery i znikaj stąd jak najszybciej!  Podpowiedział mi cichy głosik w mojej głowie.
Wstałam z zamiarem natychmiastowego opuszczenia tego domu.
-Zrobiło się późno.
Wstałam i chciałam minąć Liz, gdy ta również wstała i przytrzymała mnie za ramię.
- Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz! Obiecaj...- powiedziała gardłowo, a ja wyczułam w tych słowach także nutę groźby. Chcąc opuścić już ten dom, wyszarpnęłam się jej i mówiąc ciche "obiecuję", ruszyłam do wyjścia. Będąc na podjeździe, puściłam się biegiem do samochodu. Włączyłam silnik i ruszyłam ostro przed siebie, próbując uspokoić moje rozkołatane serce i przyśpieszony oddech.
Będąc kilka przecznic dalej, zwolniłam i starałam się myśleć racjonalnie. Spojrzałam czy droga za mną i przede mną jest pusta, i gwałtownie zawróciłam.
Zaparkowałam swój samochód kilka domów od lasu, tak aby Liz nie mogła mnie wypatrzyć. Wysiadłam ze swojego Audi i ruszyłam w stronę ciemnego lasu, przechodząc między budynkami i omijając tym samym dom mojej przyjaciółki. Opatuliłam się ciaśniej kurtką, ponieważ zrobiło mi się zimno. Wyostrzając swój wzrok, ruszyłam w ciemność przede mną. Nie wiedziałam gdzie Elizabeth postanowiła zakopać ciała swoich rodziców, dlatego też przystając na początku lasu, uklęknęłam na jednym kolanie i dotykając ręką piasku pode mną, wyszeptałam jedno jedyne słowo: Ziemia.
Naraz poczułam niewyobrażalną moc. Skupiłam się na tym, aby odnaleźć ciała. Pomagały mi w tym otaczające mnie drzewa i krzewy. Nakierowały mnie na miejsce, w którym spoczywały ciała pani Sue i pana Billa. Otworzyłam szeroko oczy i ruszyłam we wskazane mi miejsce. Bez przeszkód dotarłam pod stary dąb, przy którym widocznie odznaczała się naruszona ziemia. Nie myśląc dłużej, dotknęłam delikatnie starego dębu.
-Pomóż mi- szepnęłam.
Ziemia pode mną się poruszyła. Po krótkiej chwili na powierzchni pojawiło się kilka korzeni, a gdy wynurzyły się do końca zaczerpnęłam gwałtownie powietrza. Zebrało mi się na mdłości. Odór padliny był aż nad to wyczuwalny. Rodzice Elizabeth leżeli na jednym z grubych korzeni drzewa, owinięci w duże worki, używane do segregacji śmieci. Wstrzymałam oddech i podeszłam do ciał. Zza worków wychodziły tylko twarze rodziców Liz. Nie mogąc się powstrzymać, zaczęłam płakać i upadłam przed nimi na kolana. Co ona zrobiła?  Dlaczego to się stało? Co doprowadziło do tego, iż ona taka jest? Objęłam się rękoma i próbowałam się uspokoić. Byłam pewna jednego- ci kochający się ludzie, nie zasłużyli na taki los. Doszłam do wniosku, że mogę dla nich zrobić już tylko jedno.. Dać im wieczny odpoczynek. I muszę się dowiedzieć czym stała się Elizabeth! Otarłam sobie oczy wierzchem dłoni i spojrzałam na martwe twarze państwa Blue. Starając się powstrzymać kolejne łzy, napływające mi bez ustanku do oczy i ból , który łamał mi kości od środka, zawładnęłam naturą. Zerwał się gwałtowny wiatr i skupiając całą swoją energię, zamieniłam w proch ciała leżące przede mną. Kolejny, silny podmuch wiatru rozniósł je na wszystkie części świata.
-Spoczywajcie w spokoju- wykrztusiłam, gdy po moich policzkach znowu zaczęły lecieć łzy. Worki musiałam wziąć ze sobą, aby nie został żaden ślad po rodzicach Beth. Za kilka dni ludzie zaczną o nich wypytywać, pewnie włączy się w to policja, zaczną ich poszukiwać, ale na razie musiałam zrobić wszystko, aby nikt nigdy się nie dowiedział co stało się z tymi niewinnymi ludźmi.  Z rwącym bólem w klatce piersiowej ruszyłam w stronę auta.

Gdy siedziałam już w samochodzie, napisałam do Willa sms'a...

***

Po wyjściu Reb, nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Przeczesałem dłonią swoje już i tak mocno rozczochrane włosy, i poszedłem się ubrać. Pojechała do Elizabeth, a ja martwiłem się czy aby na pewno nic jej się nie stanie.
Po szybkim śniadaniu wpadłem na pomysł, aby zrobić Rebece niespodziankę. Wyczuwałem, że ten dzień będzie dla niej ciężki, dlatego postanowiłem w jakiś sposób jej go umilić. Szybko pozmywałem i ruszyłem do garażu po moje porsche. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze kochałem szybką jazdę, dlatego postanowiłem sprawić sobie coś bardziej w moim stylu.
Wjeżdżając na parking przed supermarketem myślałem tylko o tym co przygotować na kolacje. Postawiłem na ulubione danie Bec czyli zapiekankę z makaronem, serem i kalafiorem.


Dochodziła siódma wieczorem, a Rebeca nie dawała znaku życia. Omiotłem spojrzeniem ostatni raz zastawiony stół i stwierdziłem, że wszystko jest dobrze. Mój telefon zabrzęczał. Spojrzałem na wyświetlacz. To był sms od mojej ukochanej " Za kilka minut będę.". Wyciągnąłem wino i postawiłem na stole. Poprawiłem koszulę i w tym samym momencie usłyszałem jak otwierają się drzwi. Sekundę później stałem już w przed pokoju, opierając się o framugę i patrząc na zmęczoną twarz Reb.

***

Weszłam do domu nie mając sił na nic. Na wejściu poczułam zapach mojej ulubionej potrawy. Od razu zaburczało mi w brzuch, gdy przypomniałam sobie, że ja właściwie dzisiaj nic nie jadłam. Ściągnęłam kurtkę i przetarłam sobie twarz. Ktoś odchrząknął, więc podniosłam wzrok. Will stał metr ode mnie i spoglądał na mnie zatroskany. Podeszłam do niego i się przytuliłam.
-Choć- szepnął, pocałował mnie w czoło i zaprowadził do jadalni.
To co tam zobaczyłam zaskoczyło mnie. Stół był pięknie nakryty. Dwa talerze, czerwone wino, kieliszki, kilka sałatek, dużo świec, a z piekarnika doszedł mnie zapach zapiekanki. Will objął mnie od tyłu.
- Tęskniłem.- wyszeptał z ustami tuż przed moim uchem.
- Ja też- uśmiechnęłam się mimo woli. - To wszystko jest przepiękne.- powiedziałam ze wzruszeniem i wskazałam palcem na stół.
Odwróciłam się do Willa i pocałowałam go delikatnie w usta.
- Mam dla ciebie coś jeszcze.- powiedział gdy oderwałam się od niego.
Wziął mnie za rękę i zaprowadził do łazienki. Otworzył drzwi, a ja wychyliłam głowę i się rozglądnęłam. Z moich ust wyrwało się niekontrolowane westchnienie na widok, który miałam przed sobą. Nasza wielka wanna była zapełniona po brzegi wodą i płatkami róż, a wokół zostały poustawiane świeczki zapachowe. Kątem oka zauważyłam jak Will obserwuje moje zachowanie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Pomyślałem, że będziesz chciała trochę odpocząć, jak przyjedziesz. I się nie pomyliłem, bo jesteś wyczerpana z tego co zdążyłem zauważyć.- zmarszczył czoło- U Elizabeth wszystko w porządku?
Spojrzałam na niego i zdałam sobie sprawę, że nie chcę psuć tak wspaniale zapowiadającego się wieczoru. Sprawę z moją przyjaciółką powinnam od razu przedstawić Willowi lecz po prostu miałam dosyć jak na jeden dzień i najpierw sama powinnam to wszystko poukładać sobie w głowie.
-Nie chcę o tym dzisiaj rozmawiać.
-Rozumiem skarbie.- uśmiechnął się do mnie-Porozmawiamy jutro.
Przytuliłam się do niego
-Kocham cię. Ale teraz będziesz musiał poczekać na mnie z dobrą godzinę.
-Hmmm..-udawał, że się namyśla.- Jakoś wytrzymam.
Podniosłam głowę i zagryzłam wargę, spoglądając w jego kochające, błękitne oczy.
-A może chcesz dołączyć?
-Kobiety.. -zaśmiał się i poczochrał mi włosy.- Będę czekał na dole.- pocałował mnie namiętnie w usta, by po chwili odwrócić się i dalej się śmiejąc, ruszyć na dół do kuchni.
Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym zamknęłam szybko drzwi i z wielkim zapałem zaczęłam się rozbierać. Gdy zanurzyłam się w wodzie, ogarnął mnie błogi spokój. Moje dotychczas napięte mięśnie, rozluźniły się, a ja starałam się tego wieczoru już więcej nie myśleć o wszystkim co się stało.
     
Po niespełna godzinie weszłam do naszego pokoju i zaczęłam przeszukiwać szafę. Wyciągnęłam czarną, koronkową bieliznę, krwistoczerwoną sukienkę i dorzuciłam do całości czarne wysokie szpilki.

Ubrałam się, zrobiłam delikatny makijaż i rozpuściłam moje sięgające za ramiona brązowe włosy. Zeszłam na dół. Will czekał na mnie przy kuchence. Podniosłam na niego nieśmiało wzrok i chcąc nie chcąc się zarumieniłam. Mój chłopak otaksował mnie od góry do dołu. Zatrzymał się na moich piersiach i sunął oczami dalej. Czułam, że zaczyna mi się robić gorąco. Wiedziałam, iż sukienka z dużym dekoltem i rozcięciem na plecach to dobry wybór. Po chwili otrząsnął się i podszedł do mnie. Uśmiechając się łobuzersko, przejechał delikatnie palcami po moim ciele, zaczynając od policzka, a kończąc na dekolcie.
-Ślicznie wyglądasz księżniczko- wymruczał mi do ucha. Gdy już chciałam go pocałować, odsunął się z zalotnym uśmiechem i wskazał na stół- Choć coś zjeść, bo zapiekanka wystygnie.
Odsunął mi krzesło, a sam zajął miejsce na przeciwko mnie. Widząc zapiekankę, mój żołądek szlag trafił i rzuciłam się na nią z największą przyjemnością. Widząc to Willie uśmiechnął się usatysfakcjonowany. Po kolacji, wstał i poprosił mnie do tańca. Włączył jakiś stary kawałek i zaczęliśmy wirować po naszym małym salonie, śmiejąc się z samych siebie. Pod koniec piosenki, Will ostatni raz mną zakręcił i przyciągnął do siebie, wpijając się w moje wargi z nieznaną mi dotąd gwałtownością. Oddałam pocałunek z taką samą zachłannością.
-Pragnę cię tu i teraz.- powiedział Will, odrywając się aby zaczerpnąć powietrza.
 Po chwili moja sukienka wylądowała obok, a my zatraciliśmy się w sobie bez opamiętania.



____________________________________________________________________________________________


Ed Sheeran- Kiss me

Na początek przepraszam, że dopiero teraz. Jakoś nie miałam kiedy napisać i brakowało mi motywacji. Ale jest! Strasznie się nad nim namęczyłam bo pisałam go dzisiaj od rana. :) Jest o wiele  dłuższy od poprzedniego. Miłej lektury ;)