"Całe zło lokując w czasie przeszłym,
Ty stoisz tu i krzyczysz głośniej od reszty"
Jęknęłam z
bólu i przewróciłam się na bok. Nogi miałam jak z waty, nie czułam pleców, a
głowa bolała mnie jakby spadło mi na nią tysiące dużych, ciężkich kamieni.
Uczenie się walki wręcz z Alexem było najgorszą rzeczą z możliwych. Nie znał
litości, a moje okrzyki protestu motywowały go do tego, aby być bardziej
brutalnym. Moje ciało regenerowało się znacznie szybciej niż ludzkie lecz
doznałam zbyt wielu urazów i ten proces zwolnił, Dlatego też właśnie teraz
leżałam twarzą w trawie i nie miałam siły się podnieść. "Pokaże ci kilka
chwytów"- te słowa usłyszałam od niego wczoraj, ale chyba zapomniał
wspomnieć, że zamierza mnie nimi wykończyć.
-Długo
jeszcze masz zamiar tak leżeć?- usłyszałam z góry.
-Tak.
-Wstawaj
Rebeco, nie mamy czasu na fochy.- warknął.
-A czy ja
się focham!? Po prostu nie mogę wstać!- Podniosłam lekko głowę i jęknęłam
przeciągle.
Przed moją
twarzą zobaczyłam parę czarnych adidasów.
Alex ukucnął
przede mną i podniósł mi lekko podbródek. Ledwie go widziałam przez zapuchnięte
oko. Cicho westchnął przy mojej twarzy.
-Nie wygląda
to za dobrze.- mruknął- Chodź pomogę ci wstać.
Wyciągnął
rękę w moją stronę. Chwyciłam ją niepewnie, a on pociągnął mnie do góry i
postawił na nogi. Spojrzałam na niego i mimo bólu jaki za tym szedł,
rozciągnęłam usta w głupim uśmiechu.
-O-o Alex
wirujesz.- zabrzmiałam jak na haju.
-Co?-
podniósł brwi. Po chwili jego oczy się rozszerzyły.- Chyba nie zemd..
Ostatnie co
zobaczyłam to jak lecę na chłopaka.
Usłyszałam
huk i szybko podniosłam się do pozycji siedzącej, co było złym pomysłem, bo
nagle poczułam silny napad mdłości i ruszyłam biegiem do mojej łazienki.
Opadłam na ziemię przy kiblu i w ostatniej chwili podniosłam deskę.
Gdy nie
miałam już czym wymiotować, przyłożyłam policzek do zimnych płytek pode mną.
Westchnęłam z ulgą gdy chłód przeniknął moją skórę.
W tym samym
momencie drzwi do łazienki otworzyły się z hukiem i do środka wszedł Mark.
-Jasna
cholera..- Nerwowo przeczesał włosy i podszedł do mnie szybkim krokiem.- Rebeco
nic ci nie jest?
Podniósł
mnie z ziemi, co spotkało się z jękiem protestu. Wziął mnie na ręce i zaniósł
do łóżka.
-Odpocznij
jeszcze, bo źle wyglądasz.
-No co ty
naprawdę?- nie mogłam się powstrzymać, aby nie sarknąć. Słabo, ale jednak.
-Skąd ty
bierzesz siłę na te odzywki?- uśmiechnął się łobuzersko.
Zamknęłam
oczy, bo znowu poczułam zawroty.
-Ech
prześpij się jeszcze.- Przykrył mnie kocem leżącym na krześle i podniósł się,
-Która
godzina?- zapytałam ochryple.
-Siódma
rano. Słodkich snów.- powiedział i ruszył do drzwi.
Nie zdążyłam
nic odpowiedzieć, bo odpłynęłam.
Otworzyłam oczy
zaspana. Rozejrzałam się leniwie po pokoju, czując się lepiej. Spojrzałam na
zegarek. 18:47. Wspaniale. Przespałam cały dzień.
Podniosłam
się ciężko z łóżka. Opuściłam bose nogi na podłogę i będąc pewna, że nie padnę
jak kłoda, wstałam. Ubrałam za szeroki t-shirt, spodenki i związałam włosy w
niechlujną kitkę, po czym zeszłam na dół do salonu.
Przywitał mnie dziecięcy pisk. Zaskoczona skierowałam wzrok w miejsce, z którego dobiegał. W przejściu między kuchnią, a salonem stała mała urocza dziewczynka, w białej sukience, w czerwone groszki. Miała brązowe włosy, spadające falami poniżej ramion i duże niebieskie oczy, które uważnie mnie lustrowały.
Przywitał mnie dziecięcy pisk. Zaskoczona skierowałam wzrok w miejsce, z którego dobiegał. W przejściu między kuchnią, a salonem stała mała urocza dziewczynka, w białej sukience, w czerwone groszki. Miała brązowe włosy, spadające falami poniżej ramion i duże niebieskie oczy, które uważnie mnie lustrowały.
Zanim
zdążyłam choćby mrugnąć, przy niej pojawiły się aż trzy osoby. Jedną z nich był
Mark, drugą Alex, a obok nich stała wysoka, szczupła szatynka. Była może trochę
starsza ode mnie, ubrana w przewiewną sukienkę w kolorze kości słoniowej, do
której założyła czarne, wysokie szpilki. Miała te same oczy co dziewczynka, z
czego wywnioskowałam, że muszą być jakoś bliżej spokrewnione. Jej spojrzenie
błądziło chwilę po mojej twarzy, po czym uśmiechnęła się szeroko ukazując
równe, białe zęby. Od razu poczułam do niej sympatię.
-Ty musisz
być Rebeca.- podeszła do mnie i uścisnęła mnie mocno. Zaskoczona, dopiero po
chwili odwzajemniłam gest.
-Um.. Tak to
ja.- odpowiedziałam, gdy już się odsunęła.- A ty jesteś?
-Katherine.-
Uśmiechnęła się ciepło.- Ale mów mi Kat.
Oh. To była
siostra Marka i Alexa. Zapomniałam, że miała przyjechać.
Dziewczynka,
która dotychczas się nie poruszyła, teraz stanęła za szatynką i wyjrzała
nieśmiało zza jej sukienki. Katherina wzięła ją za rękę i i nachyliła się, aby
ucałować ją w czubek głowy.
-A to moja
córka Tessa.- powiedziała pogodnie, prostując się.
Pomachałam
niepewnie do małej i jak widać ten gest wystarczył, bo dziewczynka się
rozpromieniła i podeszła bliżej mnie. Stojąc tak, przechyliła główkę, świdrując
mnie wzrokiem.
-Hej-
odezwała się do mnie melodyjnym głosem.
-Hej
kruszyno.- odpowiedziałam posyłając jej blady uśmiech.
-Cemu mieskas
z moimi wujkami?- zapytała.
Zrobiło mi
się głupio i nie wiedziałam co powiedzieć, więc palnęłam pierwsze co mi ślina
przyniosła.
-Zaprosili
mnie tutaj.
-A dlacego?
-Żeby mogli
mi odpowiedzieć, na niektóre moje pytania.
-Po co?
-Bo
potrzebuje tych odpowiedzi.
-Kim
jestes?- Tess kontynuowała przesłuchanie.
-Nie wiem.-
odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Jak to nie
wies? Kazdy wie.- zmarszczyła zabawnie nosek.
-Cóż, w moim
przypadku jest inaczej.- uśmiechnęłam się.
-A cemu?-
stała tak przede mną, z bardzo zainteresowaną miną. Bądźmy szczerzy- bardzo
mnie to peszyło. Na szczęście z pomocą przyszła mi Kat.
-Kochanie
nie wolno pytać o takie rzeczy drugiej osoby, ponieważ to niegrzeczne.- posłała
mi przepraszające spojrzenie,
-Ale
mamusiu, cemu ta pani tak diwnie wygląda?- szepnęła mamie na ucho, choć mówiła
na tyle głośno, że nie dało się nie usłyszeć.
-Thereso!-
zbeształa ją szatynka.
-Ne lubie
jak tak do mnie mówis!- dziewczynka tupnęła nogą i zrobiła naburmuszoną minę,
przez co wyglądała jeszcze bardziej uroczo.
Uświadamiając
sobie co powiedziała Katherina, spojrzałam pytająco na Marka, który szybko
pośpieszył z wyjaśnieniami,
-Tessa to
zdrobnienie od Theresa. Mała nie przepada za swoim pełnym imieniem.
-Nie da się
nie zauważyć.- potaknęłam głową i zachichotałam mimo woli.
Podniosłam
wzrok i napotkałam spojrzenie Alex'a. Wyglądał dzisiaj inaczej. Miał na sobie
biały podkoszulek i ciemne jeansy. Jego włosy były jednym wielkim nieładem,
przez co wyglądał młodziej i łagodniej. Obserwował wszystko z boku, a na jego
twarzy gościło rozbawienie. Lustrował mnie bezwstydnie wzrokiem, a ja nagle
poczułam się całkowicie odsłonięta. Chętnie bym go sprała, tak jak on zrobił to
ze mną.
-Kiedy
przyjechałaś?- postanowiłam skoncentrować się na powrót na dziewczynie przede
mną.
-Wczoraj
wieczorem. Chwile po tym, jak Alex zaniósł cię bezwładną do łóżka.- powiedziała
ze współczuciem. Alex? Pomknęłam w kierunku gdzie stał, ale go już nie było.-
Mam nadzieję, że już z tobą lepiej
Zmarszczyłam
brwi.
-Jak się
czujesz?- wtrącił Mark siląc się na beztroski ton.
-Dobrze-
odparłam- Tylko trochę głowa mnie boli.
-Przynajmniej
rany się zagoiły. Chodź ze mną, dam ci jakąś tabletkę przeciwbólową.- wskazał
ruchem głowy kuchnię.
Uśmiechnęłam
się do Katherine i Tessy i poszłam za nim.
Na widok
roztrzaskanego talerza i dwóch kubków uniosłam pytająco brew.
-No to już
wiem skąd te hałasy.- mruknęłam pod nosem.
-Ah to...Tak
się kończy gotowanie z małą.- zaśmiał się, wzruszając ramionami.
Chłopak dał
mi jakąś tabletkę, którą popiłam zimną wodą i z westchnieniem opadłam na jedno
z krzeseł stojących przy stole. Po chwili Mark dołączył do mnie. Żadne z nas
się nie odezwało.
Zaczęłam
przypominać sobie moją lekcję walki i ogarnął mnie wstyd. Jęknęłam w duchu,
przypominając sobie jakie ciosy zadawał mi Alex i prawdę powiedziawszy
cholernie bałam się naszej kolejnej konfrontacji. Przetarłam twarz nagle
zmęczona myśleniem o tym.
-Hej- Mark
dał mi kuksańca w bok.- Nie było, aż tak źle.
Przejrzał o
czym myślę.
-Jak to nie
było? Nawaliłam.- zagryzłam wargę, spuszczając wzrok.
-Nie możesz
tak mówić. Przecież to był dopiero pierwszy raz. Nie oceniaj się tak ostro. To
raczej Alex przesadził i myślę, że on zdaje sobie z tego sprawę, ale nie
przyzna się do tego, bo mu duma nie pozwala.
Prychnęłam.
-Nie miał
dla mnie litości. Czułam się jak worek treningowy.
-To nie tak
Reb.- powiedział łagodnie.- On nie jest jakimś tam damskim bokserem czy też
dupkiem bez serca. Po prostu dostał jasne rozkazy, aby cię wyszkolić i angażuje
się w to trochę za mocno.
-No przecież
to na jedno wychodzi.- podniosłam brew.
Mark
westchnął zrezygnowany.
-Gdybym mógł
to ja bym cię szkolił. Chociaż nie miałabyś o wiele lepiej, ponieważ
odkryliśmy, że im więcej bólu fizycznego doświadczasz tym twój organizm staję
się odporniejszy, przez co jesteś mniej podatna na zranienia.- wyjaśnił.
-A dlaczego
ty nie możesz mnie szkolić?- zapytałam,
-Dlatego, że
to Alex z naszej dwójki jest Wojownikiem. I to jednym z najlepszych. Mało która
osoba z nim zadziera, raczej wszyscy odwracają wzrok, gdy idzie ulicą. On
potrafi cie wyszkolić lepiej niż ktokolwiek, a właśnie o to chodzi.
-Wojownikiem?
-Tak.
Rodziny najwyżej postawione w Świecie Nocy, mają jednego członka, który
przystępuje do Wojsk Śmierci i uczy się walki przetrwania.- chciałam się
odezwać, ale Mark podniósł ostrzegawczo palec, po czym kontynuował.- Wojska
Śmierci to armia złożona z najsilniejszych i najzwinniejszych Dzieci Nocy.
Przeważają w nim upiory, ale także nie brak wampirów, wilkołaków czy
minotaurów. Są wyszkoleni, aby zabijać bez wahania. A ich zadaniem jest ochrona
naszego świata.
Przeszedł
mnie dreszcz. Więc Alex jest jednym z nich? Boże, to wszystko wyjaśnia. To jego
odpychające zachowanie i poważna postawa. Jednak z drugiej strony, praktycznie
w ogóle go nie znam, dlatego nie powinnam oceniać go tak szybko.
-W takim
razie kim ty jesteś?- zapytałam zaciekawiona.
-Jestem jego
Hermano.- uśmiechnął się tajemniczo.
-Kim?-
powtórzyłam głupio.
-Jestem jego
bratem Rebeco. Hermano to po hiszpańsku brat.
-Oh.-
westchnęłam. Nagle krzyknęłam oburzona- Możesz mówić do mnie w moim języku!
Mark
wybuchnął śmiechem widząc moją rozzłoszczoną minę, za co zarobił porządny cios
w ramię. Skrzywił się, ale nie przestał się śmiać.
-Bo inaczej
co?
-Bo inaczej
będzie z tobą nieciekawie!- warknęłam.
-Oczywiście
ja ci wierze.- zaśmiał się, po czym zrobił komiczną minę.
Chciałam
poudawać jeszcze trochę wściekłą na niego, ale widząc co odwala, dołączyłam do
niego i chichraliśmy się razem. Chłopak nie przestawał wykrzywiać do mnie
dziwnie twarzy i rzucał przy okazji jakimiś sucharami.
Po kilku
minutach zaczęłam się uspokajać, ocierając łzy z kącików oczu. Brzuch miałam
obolały i zaschło mi w ustach, więc poprosiłam Marka o szklankę soku.
Odpowiedział mi środkowym palcem i słowami, że mam sama ruszyć po niego dupę.
Znowu zaczynając chichotać podeszłam do szafki, żeby wyjąć szklankę, a później
do lodówki po sok.
-Jak to
jest, że Alex jest tym kim jest, a ty jesteś po prostu jego bratem?- zapytałam,
mimo że to zabrzmiało głupio. Podeszłam do niego ze szklanką w ręce.
-On został
wybrany. Nie mamy na to wpływu, ale podoba mi się taki porządek rzeczy. Jemu
chyba też. Ja nie wyobrażam sobie zabijać ludzi z zimną krwią, patrząc im w
oczy. I wyprzedzając twoje pytanie, nie powiedziałem, że Alex'owi się to
podoba. Powiedzmy, że.. Jest już do tego przyzwyczajony.- nie wiedział jak
ubrać zdanie w odpowiednie słowa.
Wzdrygnęłam
się i odepchnęłam od siebie pojawiające się w mojej głowie obrazy.
-A wracając
do twoich treningów, wierzę, że z każdym dniem będzie coraz lepiej.- uśmiechnął
się uspokajająco.
-Ta.-
prychnęłam- Jest jedna rzecz, która wychodzi mi w sumie najlepiej.
-Jaka?-
zapytał zaciekawiony.
-Komplikowanie
sobie życia.- mruknęłam.
-Nie mó..
Przerwał mu
huk otwieranych drzwi.
-Wuuuujkuuuu!-
Tessa wpadła do kuchni z krzykiem. Skrzywiliśmy się oboje.- Idziemy na spacer,
pójdzies z nami?- jej wielkie oczy patrzyły na Marka błagająco.
-Jasne-
uśmiechnął się do niej- Chodźmy do mamy, bo trzeba cię ubrać.
Podszedł do
niej i razem zaczęli wychodzić z kuchni. Przy drzwiach Mark odwrócił się do
małej i szepnął jej coś na ucho, na co zachichotała.
Zanim
zauważyłam, już dreptała w moim kierunku uśmiechając się szeroko.
-A ty tes
idzies?
-A mogę iść
z wami?
-Tak.-
powiedziała z energią. Wzięła mnie za rękę i pociągnęła w kierunku blondyna.
Nie wiedziałam, że dziecko może mieć aż taką siłę.
-Zdodziła
się!- pisnęła Tessa.
Posłałam
Markowi wdzięczne spojrzenie, ponieważ nie jestem pewna czy wytrzymałabym w tym
domu sama.
.gif)


Cieszę się, że wróciłaś! Musiałam sobie odrobinkę odświeżyć pamięć co do poprzednich rozdziałów, ale jestem już na "bieżąco". Alex dał niezły wycisk Rebece, to się biedna rozchorowała. :( Bardzo ciekawi mnie postać Katherine, nie wiem dokładnie dlaczego, może przez to, że jest nowa i nie wiemy o niej za wiele? No i ma córeczkę! No i wątek miłosny!!! Czy zamierzasz stworzyć trójkąt??!! Bo widać, że trochę ciągnie naszą bohaterkę do Alexa, ale ma też dobry kontakt z Markiem. :D Chciałabym też dowiedzieć się czegoś więcej o tym całym nadnaturalnym świecie który stworzyłaś w swojej historii, także czekam na nexta1
OdpowiedzUsuńŚciskam,
Skye
Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie :) Stopniowo będę wszystko wyjaśniać i mam nadzieję, że się spodoba :) Nie zaznaczyłam pod moją dzisiejszą notką, ale poprawiłam już wszystkie rozdziały, w których też już coś więcej wyjaśniłam ;))
Usuń47 year old Structural Engineer Walther Girdwood, hailing from Manitou enjoys watching movies like Eve of Destruction and role-playing games. Took a trip to Chhatrapati Shivaji Terminus (formerly Victoria Terminus) and drives a Ferrari 250 LM. dowiedziec sie wiecej
OdpowiedzUsuń